Po wczorajszym rewanżowym spotkaniu pomiędzy Juventusem i Monaco, w którym górą okazali się być ponownie Turyńczycy, możemy już z bardzo dużą dozą pewności założyć, że tegoroczna edycja rozstrzygnie się pomiędzy Starą Damą i Realem Madryt. Królewscy do swojego meczu podchodzą dopiero wieczorem, ale przewaga w jakości gry oraz aż trzy bramki "zapasu" praktycznie przesądzają sprawę awansu do finału rozgrywek. Chciałbym się mylić, ale niestety wszystko na to wskazuje.
Jak oceniam szanse tych drużyn na sięgnięcie po trofeum? Obydwie prezentują się w tym sezonie bardzo solidnie: Juventus stosunkowo pewnie odprawił Barcelonę, a Real poradził sobie z zawsze groźnym Bayernem oraz rozbił Atletico. Osobiście nieznacznie większe szanse daję zawodnikom Zidane'a - dlaczego?
Wydaje mi się, że Juventus prezentuje styl gry odpowiadający Realowi. Ich obrona nie straciła zbyt wielu goli, jednak ma pewne problemy gdy musi bronić się przed atakami bocznymi sektorami lub stałymi fragmentami. Wystarczy prześledzić wszystkie trzy trafienia, którym nie zapobiegła obrona Juventusu w tej edycji Ligi Mistrzów: Sevilla strzeliła po rzucie rożnym i słabym wybiciu piłki zawodnika Juve, z którego skorzystał pozostawiony bez opieki napastnik; Lyon wykorzystał rzut wolny i po centrze wpakował piłkę do bramki z niewielkiej odległości; podobnie Monaco wczoraj, po rozegraniu piłki z rzutu rożnego, zawodnik przedarł się pod bramkę przy linii końcowej i wyłożył piłkę Mbappe. Wszyscy doskonale wiemy, że Real jest niezwykle groźny właśnie podczas gry skrzydłami, używając wrzutek na głowę lub tych zagrywanych niżej, oraz podczas stałych fragmentów gry.
Juventus w ofensywie wydaje się być drużyną podobną do Realu - lubią dośrodkowania, grę skrzydłami i kontrataki. Problem polega na tym, że Real naprawdę nieźle opanował sztukę neutralizowania tych zalet: dzięki pracy pomocników i jakości bocznych obrońców potrafi powstrzymywać ataki właśnie takiego typu.
Nie chciałbym jednak powiedzieć, że przewaga Realu jest dzięki temu znaczna. Styl gry może działać na jego korzyść, jednak odpowiednie przygotowanie taktyczne, dyspozycja dnia i łut szczęścia będą miały zapewne większe znaczenie. Procentowo, szanse oceniam na 60:40 na korzyść Madrytu.
Co jeśli Real Madryt sięgnie po puchar? Czy obrona Ligi Mistrzów to wyczyn większy, niż powiedzmy Tryplet? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Gdyby jednak Real Madryt wygrał także rozgrywki ligowe, skłaniałbym się ku przekonaniu, że jest to osiągnięcie w niczym nie ustępujące dokonaniu Barcelony z sezonu 14/15.
Dlaczego? Otóż kilka miesięcy temu Realowi udało się sięgnąć po Klubowe Mistrzostwo Świata. Może więc mieć na koniec sezonu aż trzy trofea. I choć KMŚ prawdopodobnie jest łatwiejsze do wygrania niż Puchar Króla (tradycyjnie wliczany do Trypletu), to znaczenie osiągnięcia Realu leżałoby gdzie indziej, w złamaniu dwóch wieloletnich prawidłowości: otóż, jak oczywiście wiemy, nikt nigdy nie obronił Pucharu Ligi Mistrzów; nigdy też nie udało się go zdobyć drużynie, która te kilka miesięcy wcześniej sięgała po KMŚ. Być może wynikało to z dodatkowego wysiłku, jaki należało w samym środku sezonu podjąć, wybierając się często na drugi koniec świata.
Idąc dalej z gdybaniem... co jeśli Real zwycięży w rozgrywkach Ligi Mistrzów trzykrotnie z rzędu? Takie dokonanie niewątpliwie przeszłoby do historii. Jedyna drużyna, która zbliżyła się do osiągnięcia tak wielkiego triumfu, to Barcelona Pepa Guardioli.
W każdym razie, wygranie trzech kolejnych edycji wymaga naprawdę genialnej formy utrzymanej przez długi czas, a nie tylko jeden sezon. Nie bez powodu nikt nigdy nie obronił LM - bardzo trudno jest wznieść trofeum, gdzie konkurencja jest olbrzymia, a jeden słabszy mecz często przekreśla wszelkie szanse. Real Madryt "przebudził" się po przejęciu drużyny przez Zidane'a i już po kilku miesiącach udało mu się wygrać finał. W tym sezonie utrzymali wysoką dyspozycję i dość pewnie zmierzają do Cardiff - czy w przyszłym sezonie będą jeszcze lepsi? I jaka będzie odpowiedź Barcelony?
Pozdrawiam, Korbel
PS. Ach, zapomniałem się... przecież już dawno udowodniono, że triumfy Realu to tylko fart, wrzutki, fart i na dodatek "przepychanie" przez sędziów, jak niby miało się to odbyć w starciu z Bayernem (pisałem o nim wcześniej)... czyli niepotrzebnie o tym wszystkim rozważam, nawet zdobycie LM trzy razy rzędu na nikim nie zrobi wrażenia, wiadomo ;)
PPS. Z pewnymi turbulencjami, ale ostatecznie dość pewnie Real - jak można się było spodziewać - rzeczywiście awansował wczoraj do finału rozgrywek. Czekamy na ostateczne starcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz