poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Szaleństwo na Bernabeu!

Pep Guardiola motywował kiedyś zawodników Barcy pokazując im m.in. sceny z filmu Gladiator. Przed meczem żartowaliśmy, że skoro w dzień przed meczem telewizja puściła właśnie ten film, to musi to być znak - i nie myliliśmy się.

Jednak to nie zwycięstwo po emocjonującym spotkaniu zapamiętałem najmocniej. Nie krwawiącego i wykrwawiającego rywali Messiego, nie jego jubileuszowe trafienie, nie parady bramkarzy i nie brutalność niektórych zawodników Realu.

Najbardziej mnie uderzyło zachowanie Realu i obraz gry w ostatnich minutach spotkania. Obrazki takie, jak sześciu zawodników "Królewskich" wychodzących do wysokiego pressingu przeciwko Barcelonie, grając w osłabieniu i mając naprawdę korzystny wynik - a zdarzyło się to tuż przed bramką ustalającą wynik spotkania. Zinedine Zidane powiedział, że czuli się dobrze i chcieli zdobyć kolejną bramkę, wygrać spotkanie. Szaleństwo?

Na pierwszy rzut oka, tak. Barcelona to niezwykle groźny przeciwnik, to oczywiste. Myślę, że 99,9% trenerów na miejscu Zidane'a nakazałoby swojej drużynie rozsądne cofnięcie się i zabezpieczenie tyłów, tak by dowieźć remis do końca meczu i utrzymać przewagę w lidze. Real tego nie zrobił i zapłacił za to wysoką cenę, bo po świetnej akcji Roberto i idealnym wykończeniu Messiego przegrał spotkanie.

Błąd? A może po prostu przejaw mentalności zawodników z Madrytu, która każe im walczyć do końca w każdym spotkaniu? Czyż to nie dokładnie taka postawa pozwoliła im zdobyć wiele cennych punktów? Jedno jest pewne: gdyby Real zachował się bardziej pragmatycznie, to nie obejrzelibyśmy fascynującej końcówki spotkania. Z mniejszymi emocjami spogladalibyśmy na zakończenie ligowych zmagań. Dzięki szaleństwu Madrytu wygrał futbol!

Jeśli chodzi o Barcelonę - nie ukrywam, w pewnym momencie byłem bardzo zły. Wykluczenie Ramosa, prowadzenie w spotkaniu, wydawałoby się: wszystko pod kontrolą. Tymczasem dopuściła Real do głosu, pozwoliła mu rozgrywać piłkę, wpuściła pod swoją bramkę. James przebiegł sobie przez pole karne bez większych problemów i wpakował piłkę do siatki z najbliższej odległości. I złość nie w pełni przeszła mi nawet po bramce Leo - sam fakt dopuszczenia do takiej sytuacji jest dla mnie naprawdę frustrujący. Gdzie podziała się Barca, która w takiej sytuacji klepałaby piłkę aż do szczęśliwego finału i nie pozwoliła nawet na nabranie nadziei swojemu rywalowi?

Spotkanie było ogólnie bardzo wyrównane. Real i Barcelona stworzyły liczne dogodne okazje i - jak przewidywałem - zadecydować miała skuteczność. Ostateczny wynik równie dobrze mógł być całkiem inny, tak naprawdę obie drużyny mogłyby np. roznieść rywala przewagą trzech lub czterech trafień i jakoś specjalnie bym się nie zdziwił. Cytując klasyka, zadecydowały detale. Ostatecznie to do Blaugrany uśmiechnęli się piłkarscy bogowie, a ich ulubieniec mógł urządzić sobie na Santiago Bernabeu suszarnię i rozwiesił koszulkę.

Oczywiście i tym razem nie mogło zabraknąć kontrowersji sędziowskich. Tym razem zyskał Real, Casemiro i Marcelo "się upiekło" i nie zostali wyrzuceni z boiska. W drugiej połowie sędzia liniowy w dwóch sytuacjach nie dostrzegł także pozycji spalonej ich zawodnika, choć obeszło się bez konsekwencji. Natomiast jeśli chodzi o błędy na korzyść Barcelony - na początku spotkania powinien być rzut karny, Umtiti minimalnie się spóźnił i zamiast w piłkę, trafił kopnięciem w szarżującego Ronaldo. Kontakt rzekomo był "lekki", ale:

a) nie istnieje w przepisach "kontakt zbyt lekki", albo jest faul albo nie ma;
b) jeśli w meczu z PSG na Suarezie dopatrywano się potrącenia i potwierdzano tym słuszność decyzji arbitra, to także tutaj stosujmy podobne zasady.

Z resztą, nawet stosunkowo słabe kopnięcie w takie miejsce może zaboleć i nie dziwię, że Ronaldo padł. Przy golu Casemiro oczywiście nie było spalonego Ramosa, natomiast wyrzucenie stopera Realu raczej słuszne, rozpoczął wślizg w sposób, który jednoznacznie wskazuje na jedno z tych bandyckich wejść obiema nogami, poprzedzone naskokiem dla nadania impetu. I choć wydaje się, że nawet nie trafił czysto w nogi Messiego, który z kolei na szczęście uniknął dużego niebezpieczeństwa, to nie zmieniło to decyzji arbitra. Surowej, ale raczej słusznej. Rozbawiły mnie natomiast teorie, że Ramos powinien być ukarany za klaskanie - przecież ewidentne było, że kieruje je w stronę Pique, więc nie mogło być nawet mowy o znieważeniu arbitra. Jedyna szansa na dodatkowe zawieszenie to ewentualna decyzja komisji, że ten wślizg zasługuje na karę większą, niż wykluczenie ze spotkania i jeden mecz przerwy (jak normalnie przy czerwonej kartce) - ale nie wydaje mi się to szczególnie prawdopodobne.

Pozdrawiam, Korbel

PS. Co ciekawe, wszystkie gole w tym meczu padły po uderzeniach lewą nogą ;)

środa, 19 kwietnia 2017

Wielkie kontrowersje po meczu Real Madryt - Bayern Monachium

Po wczorajszym awansie Realu do 1/2 finału LM najgoręcej komentowana jest oczywiście praca arbitra. Jak oceniam kontrowersyjne decyzje w obydwu meczach?

Pierwsze spotkanie (w Monachium) jest stosunkowo łatwe do oceny - błędów i sporów było niewiele. Najpierw ewidentnie niesłuszny rzut karny przyznany Bayernowi przy stanie 1:0 (nie został wykorzystany). Następnie wyrzucenie z boiska Javiego Martineza, decyzja surowa ale słuszna, druga żółta kartka pokazana za ewidentny faul powstrzymujący groźną kontrę. Poza tym podobno wydarzyła się sytuacja (nie wiem, niestety nie widziałem) w której niesłusznie pokazano spalonego i odebrano groźną sytuację Mullerowi.
Spotkanie może nie było poprowadzone przez sędziego w sposób idealny, ale moim zdaniem nie można powiedzieć że sędzia stanął jednoznacznie po którejś ze stron. Sprezentował Bayernowi rzut karny, ale później odebrał akcję Mullera - jeśli jednak przyjmiemy, że rzut karny to lepsza szansa na bramkę, to wszystko możemy zbilansować jeszcze dość surowym wyrzuceniem Martineza. Mecz więc "na remis", jeśli chodzi o sędziowanie.

To po wczorajszym spotkaniu rewanżowym rozpętała się burza. Jakie błędy popełnił moim zdaniem arbiter?

Na korzyść Realu:
- oszczędzenie Casemiro (być może powinien zejść z boiska już przy sytuacji z rzutem karnym, ale sędziowie troszkę odeszli od "podwójnego karania", nawet jeśli nowe przepisy odnoszą się tylko do bezpośredniej czerwonej kartki... tak czy siak, później za faul na Robbenie już ewidentnie powinien zostać odesłany do szatni);
- niesłuszny spalony odbierający sytuację Robertowi Lewandowskiemu (choć możliwe, że Polak był jednak minimalnie wychylony przed Marcelo).

Na korzyść Bayernu:
- oszczędzenie Vidala, który już na początku drugiej połowy powinien zostać ukarany drugą żółtą kartką;
- nieprzerwana akcja, po której "samobója" zaliczył Ramos - a Lewandowski był na spalonym;
- brak możliwego rzutu karnego na Ramosie (w pierwszej połowie).

Mamy więc 3 błędy na korzyść Bayernu i 2 na korzyść Realu Madryt... chyba, że policzymy oszczędzenie Casemiro jako dwa błędy, przy założeniu, że także przy rzucie karnym na Robbenie powinien obejrzeć żółty kartonik. Wtedy liczba błędów się wyrównuje. Na ten moment mamy więc albo "remis", albo to Real Madryt został skrzywdzony (patrząc na liczbę błędów).

Zawsze możemy też spojrzeć pod innym kątem - pierwszym "chronologicznie" błędem abritra było nieukaranie Vidala kartką za ostry faul na Casemiro w 48. minucie, więc na samym początku drugiej połowy (pomijam tutaj możliwy rzut karny na Ramosie, nie był to aż tak ewidentny błąd). Gdyby zawodnik Bayernu Monachium nie został w tym momencie oszczędzony (a jeśli domagamy się rzetelnego sędziowania, to powinna być kartka), to dalszy przebieg meczu byłby już niemal przesądzony. Tak długa gra w osłabieniu nie dałaby Bawarczykom praktycznie żadnych szans na uzyskanie dobrego wyniku i doprowadzenie przynajmniej do dogrywki.

Na oddzielny akapit zasługuje Arturo Vidal. Zawodnik ten jest znany z brutalności na boisku oraz ekscesów poza nim. Już na początku meczu rewanżowego wykonał zupełnie nieprawidłowy, chamski wślizg w nogę Isco. Od tyłu i bez możliwości sięgnięcia piłki. Moim zdaniem był to faul na "pomarańczową" kartkę (choć nie brak opinii, że powinien zostać wykluczony już wtedy), więc tym bardziej na początku drugiej połowy, po bandyckim zachowaniu, sędzia powinien pokazać mu "czerwień". Tymczasem nawet po jeszcze następnym faulu (gdy się już doigrał) i wyrzuceniu z boiska widziałem wpisy broniące tego zawodnika - paranoja... szczególnie, że powtórki pokazały, że rzeczywiście najpierw trafił wślizgiem w stopę Asensio.
Jeśli w swojej nienawiści do Realu i żądzy wykazania spisku posuwamy się do tego, że pośrednio bronimy zawodnika-bandytę, to coś naprawdę poszło tutaj nie tak.

Jak widzimy, nawet przy założeniu że liczba błędów była podobna dla obu zespołów, to Real Madryt najprawdopodobniej stracił więcej - został zmuszony do rozegrania dogrywki, co może mieć wielkie znaczenie w obliczu nadchodzącego el Clasico. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie doszłoby do niej, gdyby sędzia podejmował tylko słuszne decyzje.

Jeśli już mowa o dogrywce... tutaj oczywiście także doszło do sporych kontrowersji, m.in. dwa trafienia Ronaldo gdy był na pozycji spalonej. Nie zgadzam się jednak z dość powszechnie wygłaszaną opinią, że jeszcze przy stanie 2:1 Casemiro "nurkował" po kontakcie z Boatengiem w polu karnym. Moim zdaniem, jeśli wcześniej przyznano rzut karny za faul na Robbenie, to podobna decyzja powinna zostać podjęta także tutaj. Boateng nie trafił w piłkę i mimo wszystko wykonał ruch, w wyniku którego zablokował drogę Brazylijczykowi.

Mamy więc - moim zdaniem - 2 błędy na korzyść Realu i 1 na korzyść Bayernu. Mimo wszystko także i tutaj "kryterium chronologii" wskazuje, że pierwszym w kolejności był ten na korzyść Bayernu - rzut karny w tym momencie całkiem odmieniłby losy dogrywki.

Jaka jest moja ocena całego dwumeczu? Oczywiste jest, że sędziowanie było albo takie sobie (pierwszy mecz), albo wręcz katastrofalne (rewanż). Jednak jeśli dochodzimy do teorii spiskowych i rzekomego ustawienia wyniku przez Pereza? Bardzo daleki jestem od przyznania racji. Liczba krzywdzących błędów była bardzo podobna w przypadku obydwu zespołów (4:4 lub 4:5, zależnie od oceny sytuacji z Casemiro), natomiast "kryterium chronologii" wskazuje, że to wręcz Real Madryt mógłby się poczuć bardziej skrzywdzony. Jednoznaczne wskazanie, że sędziowie "przepchnęli" Real Madryt jest moim zdaniem niemożliwe, natomiast pójście krok dalej (nazwanie tego spotkania "Największą Kradzieżą" w historii LM) to już kompletny obłęd.

Oczywiście można by było mieć wątpliwości, gdyby to Bayern był w tym starciu drużyną zdecydowanie lepszą, a mimo to nie awansował. Gdyby tworzył więcej okazji, bombardował bramkę, a Navas miał ręce pełne roboty. Tymczasem sytuacja była... wręcz odwrotna. To Real częściej zagrażał bramce rywala i tylko wysiłki Neuera pozwoliły Bayernowi na utrzymanie się w walce prawie do samego końca. Sam fakt, że Monachijczycy oddali zaledwie dwa celne strzały, w tym jeden z karnego - mówi chyba sam za siebie. I nawet wykluczenie Vidala nie jest tutaj żadną wymówką, wszak doszło do niego dopiero w 83. minucie - do tego czasu Bayern miał wszelkie możliwości przechylenia szali na swoją stronę. Szkoda, że jedynie po rzucie karnym oraz kuriozalnym zachowaniu Ramosa potrafili doprowadzić do umieszczenia piłki w siatce Madrytu.

Podsumowując: jestem niemal na 100% przekonany, że mecz nie był ustawiony i nie ma o co robić rabanu. Niestety, awansowała drużyna lepsza i tyle.

Pozdrawiam, Korbel

piątek, 14 kwietnia 2017

Znieśmy ograniczenie wiekowe dla papierosów

"Rządowe rozwiązanie problemów są zwykle równie złe jak sam problem."
Milton Friedman

"Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju!"

Stefan Kisielewski

Jednym z powszechnych problemów, z jakimi bohatersko walczą socjaliści, jest palenie wśród młodzieży. Na stronie Ministerstwa Zdrowia znajdują się informacje o tym problemie, dla młodzieży, rodziców i szkół. Nie owijając w bawełnę, może ja przekażę Wam moją informację, a w zasadzie poradę, znieśmy ograniczenie wiekowe dla papierosów. Brzmi odważnie, prawda? Takie właśnie ma być.

MZ podaje jakże odkrywcze powody występowania tego problemu, czyli:
- zazwyczaj dlatego, że palą koledzy
- z ciekawości
- demonstracja dorosłości i przeżywanie buntu

Nic więcej dodawać nie trzeba, zgadzam się z tym, tylko, że ja patrzę na to kompletnie z innej strony. Odpowiedź znajdziemy w pierwszym i trzecim powodzie.
Zacznę od trzeciego, demonstracja dorosłości. Co takiego powoduje, że papierosy stały się "modne" wśród młodzieży? Ograniczenie wiekowe, oczywiście. Jeśli młodzieniec ma świadomość, że coś jest dla jego wieku niedozwolone, to i tak to zrobi. Nawet nie wiecie, jak bardzo jest to motywujące. Tak właśnie przeradza się to w nałóg. Spytajcie dorosłych, którzy palą, jak zaczynali. Notabene nie każdy musi się do prawdziwych powodów przyznawać.

Przejdźmy do pierwszego, zazwyczaj dlatego, że palą koledzy, (a koleżanki? cóż za dyskryminacja kobiet ze strony MZ!). Dokładnie, to też ma istotny wpływ. Nie każdy młodzieniec pali, bo chce się głównie poczuć dorosłym, ale też dlatego, że nie chce być gorszy od pozostałych rówieśników. 

Jakie informacje MZ ma do szkół? Odniosę się do niektórych z nich:

-skuteczne przekazanie informacji uczniom o całkowitym zakazie palenia obowiązującym na terenie szkoły
 
Nie ma co tego negować.

-zwrócenie uwagi dyżurującym nauczycielom na problem palenia tytoniu wśród niektórych uczniów
występujący w szkolnych toaletach oraz na otwartych terenach szkoły (boiska, place)

O kurde! jeśli jakiś nauczyciel przyłapie mnie na fajce, to z pewnością nigdy nie zapalę!
 
-Rozmowy z uczniem nt. obowiązującego prawa oraz następstw, które mogą mieć miejsce, jeśli uczeń będzie nadal palił (społecznych, zdrowotnych, ekonomicznych). 
Informację można przekazać, ale czy to coś zmienia?

-Rozmowy z rodzicami ucznia, przekazania im informacji o problemie

To jest dobre, MZ zakłada, że rodzice to idioci i nie wiedzą co może powodować palenie papierosów.

-Uczestniczenie ucznia w spotkaniu ze szkolnym pedagogiem i wychowawcą, na którym uczeń powinien przedstawić referat dotyczący szkodliwych skutków palenia tytoniu (np. w postaci: gazetki do gabloty, prezentacji dla klasy, przygotowania godziny wychowawczej) 

Uczestniczyłem w wielu takich referatach, czy happeningach, wraz z rówieśnikami, którzy palą papierosy – żaden z nich nie przestał palić.

-Poinformowania/ostrzeżenia o możliwości podjęcia przez wychowawcę decyzji o nieuczestniczeniu ucznia w najbliższym klasowym wyjściu do kina, teatru, wstępu na szkolną dyskotekę, czy wyjazdu na szkolną wycieczkę

Pozostaje się tylko złapać za głowę...

-Obniżenia oceny z zachowania

Jak wyżej.

Są tam jeszcze inne metody "walki", ale żadna tak naprawdę nigdy nie spowoduje, że ktoś przestanie palić. 

Moja propozycja rozwiązania jest bardzo prosta. Za jednym zamachem wyeliminujemy dwie przyczyny sięgania po papierosa. Zrobienie czegoś, co jest dozwolone dla twojego wieku, nie jest tak motywujące i nie poczujesz się w żaden sposób dorosłym, co za tym idzie, pierwszą przyczynę również zwalczymy. Na ciekawość niestety nie będziemy mieli żadnego wpływu.

Sądzę, że moja propozycja okazałaby się skuteczna. Mamy przykład kawy, na którą nie są nałożone żadne ograniczenia. Piją ją przeważnie dorośli, a jednak nie spotykamy się z problemem uzależnienia od kawy wśród młodzieży. To samo, po pewnym czasie, byłoby z papierosami. Oczywiście, młodzież, która obecnie pali, palić będzie, ale pomyślmy o przyszłych pokoleniach. 

Wyciągnijmy wnioski, ograniczenie wiekowe dla papierosów przynosi odwrotny efekt, od zamierzonego. Zaraz, zamierzonego? A może właśnie o to państwu chodzi? Nie mam co do tego żadnych złudzeń. Na papieros jest nałożony pewien podatek, akcyza. Jak podaje Ministerstwo Finansów, wynosi ona obecnie 206,76 zł za każde 1.000 sztuk i 31,41% maksymalnej ceny detalicznej. Jeśli moje rozwiązanie by zadziałało i występowanie tego problemu byłoby znikome, to straciłby na tym przemysł tytoniowy i ... rządzący. Tu jest sęk tego wszystkiego, więc nie spodziewajmy się, że jakiś socjalista zniesie to bzdurne ograniczenie.

Pozdrawiam, Kacper

czwartek, 13 kwietnia 2017

Wizja naprawy Barcelony według "Sportu"

   Kataloński dziennik "Sport" podzielił się z nami pomysłami na rewolucję w drużynie Barcelony. Myślę, że to dobry punkt zaczepienia do rozpoczęcia teoretycznych dyskusji - mimo, że sezon jeszcze trwa i Blaugrana może jeszcze zdobyć krajowy dublet (a nawet tryplet, ponieważ dlaczego nie?).

   (dobrze by było zacząć od zmiany zarządu... ale to oczywiście nie dojdzie do skutku, więc temat pomińmy - pozostaje tylko ściskać kciuki, że obecni sternicy skierują drużynę na dobry kurs)

   Klęska w starciu z Juventusem spowodowała, że wróciły wątpliwości dotyczące obsady ławki trenerskiej. Wydawało się, że Unzue będzie kontynuował projekt Luisa Enrique - teraz jednak jego pozycja wydaje się poważnie zagrożona.

   Wcześniej rozważano kilka możliwości, teraz jednak w dyskusji pojawiła się nowa: były trener młodzieżowych sekcji Barcelony, Oscar Garcia. Kim jest Oscar Garcia? To wychowanek i były zawodnik Barcelony (grał jako ofensywny pomocnik),"cruijffista", obecnie trener Red Bull Salzburg. Prowadził także drużyny Maccabi Tel Awiw, Brighton oraz Watford. Był nawet trenerem Juvenilu "A" w Barcelonie - niestety, pomimo sporych sukcesów, nie otrzymał posady trenera drużyny rezerw. Ówczesny prezes, Sandro Rosell, postanowił obsadzić w tej roli Eusebio. Być może jednak teraz przed Oscarem Garcią otwiera się możliwość kontynuowania kariery w klubie jego życia? Obecność "DNA Barcy" w przypadku jego osoby nie budzi wątpliwości, a warsztat trenerski - mimo że nie prowadził jeszcze wielkiej ekipy - także wydaje się być bez zarzutu, jego drużyny odnosiły sukcesy. Możliwe, że Oscar Garcia będzie "nowym Guardiolą" który poprowadzi Barcę do sukcesów - potrzeba jednak, by prezes Bartomeu podjął decyzję inną niż jego poprzednik i zaufał zdolnemu szkoleniowcowi.

   Przechodzimy teraz do zawodników. "Sport" twierdzi, że jednym z głównych celów Barcelony ma być Coutinho z Liverpoolu. Umiejętności techniczne tego piłkarza nie budzą wątpliwości, potrafi on mijać przeciwników i świetnie uderzać na bramkę - na pewno byłby w stanie zrobić z tych zalet pożytek, grając obok Neymara, Messiego czy Suareza. Czy jest to jednak zawodnik, którego teraz potrzebuje Blaugrana? Jego pozycja i rola na boisku niemal idealnie pokrywa się z tą Neymara, to typowy przebojowy skrzydłowy - a nie rozgrywający, jakiego teraz brakuje w składzie. Gdyby jednak doszło do jego zakupu, drużyna prawdopodobnie zostałaby zmuszona do zmiany ustawienia na 4-2-3-1, z Suarezem na "szpicy", trzema ofensywnymi pomocnikami (Messi, Neymar i właśnie Coutinho) wymieniającymi się pozycjami, oraz dwoma pomocnikami o nastawieniu bardziej defensywnym, by zabezpieczyć środek pola (być może byłby to Busquets, Rakitić, Roberto lub Gomes?). Taki wariant budzi jednak wątpliwości - czy nie jest zbyt ofensywny? czy nie zbyt wiele w tym szaleństwa i fantazji, a za mało ludzi "od czarnej roboty"? Myślę, że wiele zależałoby od postawy dwóch defensywnych pomocników, którzy musieliby wprowadzić spokój i powtarzalność w środku pola, oraz bocznych obrońców, którzy najprawdopodobniej mieliby trochę więcej obowiązków defensywnych.

   Osobiście uważam, że Barca powinna raczej skupić się na pozyskaniu środkowego pomocnika najwyższej klasy i pozostać przy klasycznym ustawieniu 4-3-3. Cenę za Thiago Alcantarę już poznaliśmy (Bayern "przypadkiem" ustawił ją akurat na poziomie 90 mln, czyli kwoty, do jakiej mogła wzrosnąć klauzula Brazylijczyka, gdy jeszcze był w Barcelonie...), Verratti być może mógłby być pozyskany troszkę taniej. Osobiście tego typu transfer postawiłbym na pierwszym miejscu listy priorytetów, nawet ponad pozyskaniem prawego lub środkowego obrońcy... Barca powinna zrobić wszystko, by pozyskać usługi klasowego pomocnika. Oczywiście budżet transferowy nie jest imponujący i środki trzeba byłoby pozyskać ze sprzedaży zawodników obecnej kadry, ale gra jest warta świeczki. Dopiero gdyby wykonanie tego planu okazało się całkowicie niemożliwe, powinno się zwrócić ku zakupowi wspomnianego wyżej Coutinho, lub być może innemu pomysłowi - przekonamy się, jaką wizję będzie miał nowy szkoleniowiec Barcy.

   Wspomniano także o włączeniu do składu dwóch wychowanków, Deulofeu oraz Alenii. Nie mam wyrobionego zdania na ten temat... wydaje się, że otrzymywaliby niewiele szans, z resztą obaj nie do końca mnie przekonują. Jeśli jednak mają mieć okazję do pokazania swoich umiejętności, to mam nadzieję, że mnie pozytywnie zaskoczą. Osobiście jednak liczę na powrót innego wychowanka - Sergi Sampera. Od dawna jestem fanem jego talentu i liczyłbym, że w niedalekiej przyszłości będzie mógł się wykazać.

   Jak widziałbym skład Barcy na nadchodzący sezon? Spróbuję zestawić dwie jedenastki, podstawową i rezerwową:

ter Stegen
Vidal - Pique - Umtiti - Alba
Roberto - Busquets - Verratti
Messi - Suarez - Neymar

Cillessen
Roberto - Mascherano - Marlon - Digne
Gomes - Samper - Iniesta
Rafinha - Paco - Denis

   Razem z trzecim bramkarzem, Jordim Masipem, daje to łącznie 22 piłkarzy, więc zostaje kilka miejsc. Natomiast kandydatami do odejścia, jak wspomina "Sport", mogą być Mathieu, Mascherano, Turan. Jak widać, ja nie sprzedawałbym Mascherano, natomiast prawdopobnie należałoby pozbyć się któregoś pomocnika, by zrobić miejsce dla Verrattiego i Sampera - Busquets i Iniesta są nietykalni, więc być może Rakitić lub Gomes powinni się pożegnać z klubem? A ponieważ sprzedaż Gomesa po jednym sezonie wydaje się - mimo wszystko - dość nieprawdopodobna, to raczej stawiałbym na Chorwata. W każdym razie tego typu plan wydaje się być możliwy do przeprowadzenia finansowo i powinien zapewnić odpowiednią jakość oraz szerokość kadry. Oczywiście można się zastanowić nad wzmocnieniem obrony, ale nie mam pewności, czy wystarczy na to środków (chyba że udałoby się kupić sensownych zawodników za niewielkie pieniądze). Na pewno nie jestem natomiast fanem sprowadzania typowego napastnika (jak na przykład często wspominanego Dybali), nawet gdyby z klubem mieliby się pożegnać np. Rafinha i Paco - w takiej sytuacji chyba sensowniej byłoby się wzmocnić Munirem, a pieniądze - jak już kilka razy napisałem - przeznaczyć przede wszystkim na wzmocnienie drugiej linii.

   Na ten moment mamy dopiero połowę kwietnia, więc zapewne dojdzie jeszcze do paru zwrotów akcji. Jedno wydaje się pewne, Barca stoi w obliczu sporych zmian - a jeśli będzie się przed nimi wzdragać lub przeprowadzi je nieumiejętnie, to oprócz utraty tożsamości może także mieć problemy z wygrywaniem kolejnych turniejów.

Pozdrawiam, Korbel

środa, 12 kwietnia 2017

Po pierwszym starciu z Juve

   Bardzo liczyłem w tym sezonie Ligi Mistrzów na epickie finałowe starcie Barcelony z Bayernem (lub ewentualnie el Clasico), ale niestety zawodnicy z Katalonii postanowili dać sobie szansę na dokonanie kolejnego cudu i wyjazdowy mecz ze "Starą Damą" koncertowo przerżnęli. Wszystko więc zawisło na włosku i choć ostatnio udało się wyjść z nawet większych tarapatów po klęsce w Paryżu, to tym razem chyba już żadne moce tajemne nie pozwolą odwrócić sytuacji. Juventus to drużyna znacznie dojrzalsza niż PSG; przede wszystkim w defensywie grają zawodnicy bardzo doświadczeni i trudno zakładać, że "spękają" pod niechybnie nadchodzącym naporem ofensywy Blaugrany na Camp Nou.

   Im bardziej wychylić wahadło, tym mocniej się bujnie. Jeśli przyjąć, że pierwszy mecz Barcelony przeciwko PSG to był stan totalnej niemocy, to później sytuacja się odwróciła o 180 stopni i Paryżanie w rewanżu zostali zmiażdżeni. Tylko teraz pytanie - czy to dobry prognostyk przed rewanżem z Juventusem? Wszak Barcelona nie zagrała wczoraj tragicznie i katastrofalnie, a tylko po prostu słabo. Jeśli więc mamy się spodziewać odwrócenia ról, to na Camp Nou to ona będzie lepsza - ale wcale nie rozniesie i znokautuje rywala. A właśnie tego potrzeba, by odwrócić wynik 0:3 - bardzo niekorzystny, być może nie do końca oddający przebieg meczu. Niestety nie udało się zdobyć trafienia na terenie wroga i potrzebny będzie bezbłędny występ i także doza szczęścia.

   Spotkałem się z opiniami, że "Barca nie zasłużyła na porażkę", że "powinno być 2:2", że "tylko szczęście czy tam skuteczność zadecydowały". Pozwolę sobie się nie zgodzić. Juventus mimo wszystko był drużyną wyraźnie lepszą. Oczywiście w pewnym stopniu usmięchnęło się do nich szczęście (choćby świetna obrona Buffona przy stanie 1:0), ale jednak stworzyli w tym meczu więcej okazji i zwyczajnie zasłużyli na dobry wynik. Poza akcjami bramkowymi, mieli jeszcze trzy bardzo dobre sytuacje (główka Higuaina na samym początku, "sam na sam" tego samego zawodnika obronione przez ter Stegena, lub akcję niesłusznie zatrzymaną przez sędziego liniowego), a także kilka niezłych (takich jak strzały z dystansu Khediry czy Higuaina). Barcelona odpowiedziała dwoma klarownymi okazjami - a to niestety za mało, o czym sama powinna doskonale wiedzieć. Niestety... przewaga "optyczna", posiadanie piłki, zamykanie rywala na jego połowie - to nie są zjawiska, za które punktuje się w futbolu.

   Co zawiniło? Oczywiście druga linia, o której piszemy tutaj na blogu chyba wystarczająco wiele. Niemrawa z piłką i bez niej, praktycznie nie kreująca sytuacji strzeleckich, pozwalająca sobie na brak asekuracji. Może środek pola nie został odpuszczony w aż tak wielkim stopniu, jak to miało miejsce w Paryżu, jednak nadal wiele brakuje do poziomu Barcy sprzed lat. Dość powiedzieć, że obydwie świetne sytuacje strzeleckie (te Iniesty i później Suareza) wykreował nie żaden z pomocników, ale oczywiście Leo Messi - to jego genialne piłki (pierwsza to po prostu cudo, pomiędzy nogami defensora) otwierały drogę do bramki. Niestety zostały one zmarnowane, a reszta drużyny nie potrafiła dać czegoś więcej od siebie i licznik goli znów (jak w meczu z Malagą) zatrzymał się na zerze. Do tego doszły oczywiście błędy formacji obronnej, gdzie pozwolono Włochom na odrobinę zbyt wiele, z czego chętnie skorzystali. Chyba najbardziej kompromitujący obrazek to próba powstrzymania główki Chielliniego przez... Mascherano. Ech, znów powtarza się historia, gdzie przy stałym fragmencie to właśnie "Szefuńcio" odpowiada za jednego z najgroźniejszych przeciwników. Chyba nawet fizjologom się nie śniło.

  
Pozdrawiam, Korbel.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Piętnaście bramek bez "tiki-taki"

Wczorajsze trafienie Barcelony na 4:1 przeciwko Granadzie padło po ładnej wymianie piłek i stworzeniu dogodnej sytuacji Neymarowi. Gol ten przerwał serię trafień, przy których - moim zdaniem - nie dane nam było obejrzeć zbyt wiele kombinacyjnej gry, która powinna przecież być charakterystyczna dla tego zespołu.

Zanim jednak przejdę dalej - co to w ogóle znaczy "bramka po kombinacyjnym rozegraniu piłki"? Oczywiście bardzo różnie można podchodzić do sprawy, jednak dla uproszczenia chyba można przyjąć, że taki gol powinien paść po tym, jak w kluczowej fazie akcji doszło do wymiany podań - najlepiej krótkich i raczej po ziemi, pomiędzy przynajmniej trzema zawodnikami drużyny - w wyniku której stworzono dogodną okazję strzelecką. Jeśli można wskazać, że przy danym trafieniu znacznie ważniejszy był drybling konkretnego zawodnika, strzał z dystansu, błąd przeciwnika, itd. - prawdopodobnie nie spełnia on mojego kryterium.

OK, cofnijmy się trochę w czasie, do ligowego starcia Barcelony z Celtą Vigą. Trzecie i czwarte trafienie padło po akcjach kombinacyjnych (przy czwartym oczywiście był spalony Rakiticia, ale dla wszelkiego spokoju pomińmy to). W tym momencie rozpoczyna się zaobserwowana przeze mnie seria...


Celta Vigo (1 gol)

piąte trafienie było dziełem Messiego, który po samotnym rajdzie pokonał bramkarza


Paris Saint Germain (6 goli)

pierwszy - po wrzuceniu piłki w pole karne doszło do zamieszania, które wykorzystał Suarez

drugi - trudno powiedzieć by Iniesta został wyprowadzony na czystą sytuację, raczej winię tutaj obrońców PSG za kompletnie nieudane wybijanie piłki

trzeci - rzut karny

czwarty - rzut wolny

piąty - znów rzut karny

szósty - wrzutka za obronę


Deportivo la Coruna (1 gol)

jedyny gol - po centrze piłka wybita przez obrońcę pod nogi Suareza


Valencia (4 gole)

pierwszy - zaledwie jedno podanie (co ciekawe, po rzucie z autu)

drugi - rzut karny

trzeci -jedno podanie, Mascherano do Messiego

czwarty - tak naprawdę, głównie świetny rajd Neymara


Granada (3 gole)

pierwszy - długa piłka do Suareza (swoją drogą, bardzo ładna)

drugi - można się spierać, długa "balonowata" piłka do Suareza, później Suarez do Paco

trzeci - zaliczyłbym jako akcję zespołową, niestety piłka trafiła do Rakiticia w wyniku odbicia od obrońcy strzału (a nie podania) Suareza


A więc mamy łącznie 15 trafień. W tym momencie kolejny gol to wspomniane już wcześniej wykończenie przez Neymara niezłej akcji zespołowej - trochę szkoda, że trzeba było czekać aż do doliczonego czasu rozstrzygniętego spotkania ze spadkowiczem grającym bez jednego zawodnika... (dobra, niepotrzebnie się czepiam).

Oczywiście można mieć wątpliwości co do interpretacji niektórych trafień, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że naprawdę niewiele było w tym zestawieniu bramek tak typowych dla jeszcze niedawnej Barcelony, gdzie dosłownie co chwilę "rozklepywano" obronę przeciwnika i wyprowadzano zawodnika na czystą pozycję (a często wystawiał on jeszcze "patelnię" koledze z zespołu).

Czy ten wywód (sam w sobie) jest twardym dowodem na cokolwiek? Raczej nie. Czy Barcelona w ogóle nie gra już kombinacyjnie? Też nie. Jednak jeśli ktoś nie wierzy w przypadki oraz dostrzega diametralną zmianę stylu gry Barcelony, powyższa seria może być dla niego wyraźnym potwierdzeniem niekorzystnej diagnozy. A ja w przypadki nie wierzę... jeśli przyjęlibyśmy (dla uproszczenia), że 50% trafień Barcelony powinno teoretycznie padać po akcjach kombinacyjnych, to przypadkowe wystąpienie serii 15 zdarzeń bez takiego gola staje się bardzo, bardzo nieprawdopodobne. Albo wydarzył się cud, albo Barcelona po prostu wyraźnie coraz mniejszą wagę przykłada do gry kombinacyjnej. Biorąc pod uwagę nasze poprzednie teksty, raczej przychylam się do tej drugiej opcji.

Tak, czy siak - weźcie ten tekst za ciekawostkę. I życzmy sobie, by więcej bramek padało po pięknych akcjach... i byśmy nie musieli w tym celu włączać spotkań Bayernu, tylko Barcelony ;)

Pozdrawiam, Korbel