piątek, 31 marca 2017

Thiago - idealny pomocnik (nie) dla Barcy


W ostatnim czasie Sport, Mundo Deportivo i nawet Cadena SER powielają informację na temat wielkiego powrotu Thiago na Camp Nou.

Dlaczego ten transfer nie dojdzie do skutku?

Pierwszym czynnikiem jest cena. Według Sportu, Bayern mówi wprost: 90 mln euro i możemy negocjować. Obecnie Barca nie posiada takich funduszy na transfery. Podobno budżet, na letnie okienko transferowe, zamyka się na granicy 23-ech mln euro.

Oczywiście, pieniądze można by wziąć z kolejnego okienka, ale nawet jakby tak się stało, to pojawia się kolejny, chyba najistotniejszy czynnik, czyli odmowa ze strony Alcantary. Myślę, że obecnie projekt sportowy Bayernu jest zdecydowanie lepszy od projektu Barcelony, która zapomniała o swoich wartościach i każde niepowodzenia są tego następstwem. Bayern, od czasów objęcia przez Guardiolę, konsekwentnie stawia na atak pozycyjny. W tym sezonie ta drużyna może się pochwalić najwyższym procentem posiadania piłki, czyli 64,9(W Barcelonie 62,4). Bawarczycy również świetnie zagęszczają środkową strefę boiska, co mogą potwierdzić heatmapy. Nie przełożyło się to jeszcze na zwycięstwo w Lidze Mistrzów, ale krajowe podwórko zostało, na długo, zdominowane. Aczkolwiek, z mojego punktu widzenia, Bayern Monachium gra najmilszą dla oka piłkę, a tacy piłkarze jak Thiago, sprawiają, że futbol wydaje się taki prosty.

Odmowa Thiago nie brałaby się wyłącznie z projektu sportowego Barcy. Zdecydowanie bardziej potęgowałoby potraktowanie go przez włodarzy, czy sztab szkoleniowy macierzystego zespołu. Umówmy się, nie wierzę w to, że nikt nie wiedział o nieaktywowaniu klauzuli, przed pięcioma ostatnimi meczami w sezonie 2012/13. Na pewno zdawano sobie z tego sprawę, zatem czemu tylko raz, w tamtym okresie, wystąpił w podstawowej jedenastce? Na pewno to był cios dla Thiago i postanowił odejść. Jak pokazuje współczesność - dobrze zrobił. W 13/14 nadal kontynuowany był projekt, w którym Xavi i Iniesta mają zagwarantowane miejsce w podstawowym składzie.

Ostatni sezon Thiago w barcelońskiej koszulce

Na polskim forum, poświęconym FC Barcelonie, można przeczytać wśród komentujących jakoby starszy z braci Alcantara, odstawał zdecydowanie poziomem od Xaviego i Iniesty. Jest to bzdura kompletna. Korzystając ze statystyk takiego serwisu jak squawka, Thiago prezentował się na podobnym poziomie, co wyżej wymieniona dwójka. Przytoczmy te najważniejsze dla barcelońskiego pomocnika. Tyczy się to wyłącznie ligi 2012/13
Liczba podań na 90 minut/celne podania/kluczowe zagrania/asysty(łącznie)/odbiory/rozegrane minuty
Thiago: 110.76/101.72/1.08/4/2.29/1413
Xavi: 116.45/110.42/1.44/8/0.90/2195
Iniesta: 95.85/86.64/1.20/16/0.65/2092
Jak widać, poziom porównywalny, a taki współczynnik odbiorów imponujący. 

Epizod w Bayernie
Wychowanek Barcelony nie zwalnia tempa, w Bayernie trenerzy wykorzystują w pełni jego potencjał. Bieżący sezon jest najlepszy dla Thiago, rozegrał już 2726 minut, zaliczył 7 asyst i zdobył 6 goli. Wykonuję prawie 100 podań na mecz. Squawka doceniła jego poczynania i na swoim twitterze podała informację:
Najwięcej podań w Bundeslidze: T. Alcântara (1,697)
Najwięcej podań w ataku: T. Alcântara (422)
Najwięcej odbiorów: T. Alcântara (99)
W mojej opinii, jest to obecnie jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) rozgrywających w Europie. Widać, że pochodzi jeszcze z tego samego pokolenia, co Busquets.

Podsumowanie
Podsumowując, cóż, wielka szkoda, że taki zawodnik nie gra w koszulce Barcelony. Utrata Thiago za tak śmieszne pieniądze jest jednym z głównych powodów, dla których tak bardzo nienawidzę ówczesnego zarządu. Na miejscu Thiago, jeśli pojawiłaby się oficjalna oferta ze strony byłego klubu, mając na uwadze obecny projekt sportowy Barcy, wcześniejsze potraktowanie - odmówiłbym.

Pozdrawiam, Kacper

środa, 29 marca 2017

Co nabroił Leo Messi?

Na kilka godzin przed spotkaniem Boliwia - Argentyna w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata 2018, oficjalnie ogłoszono zawieszenie Leo Messiego na cztery spotkania - i nie mógł on wybiec na murawę. Dlaczego tak się stało?

POWÓD

FIFA postanowiła ukarać Argentyńczyka za zachowanie w poprzednim meczu eliminacyjnym przeciw Chile, w którym skierował on wobec arbitra liniowego obraźliwe słowa:


Doszło więc do złamania artykułu 57. Kodeksu Dysciplinarnego FIFA:
http://resources.fifa.com/mm/document/affederation/administration/50/02/75/discoinhalte.pdf
w którym mowa właśnie m.in. o obelgach słownych. Pewne wątpliwości wzbudził fakt, że zachowanie nie zostało odnotowane przez sędziego lub obserwatora FIFA - artykuł 77. mówi jednak jasno, że Komitet Dyscyplinarny ma prawo nakładać sankcje za zachowania, które uszły uwadze arbitra i nie zostały zanotowane w oficjalnym protokole. Jednym słowem, nie obowiązują tutaj idiotyczne przepisy rodem z hiszpańskich stadionów, gdzie wiele wybryków uchodzi zawodnikom "płazem", mimo że wszystko dokładnie zarejestrowały kamery lub mikrofony. Komitet ma także prawo zmieniać decyzje arbitrów jeśli uzna, że popełniono błąd.

Co powiedział Messi? Kwestia ta też wzbudziła pewne kontrowersje. Dla tych, którym wystarczy krótkie wyjaśnienie: użył po prostu jednej z mocniejszych wiązanek, które w krajach południowo-amerykańskich uchodzą za bardzo obraźliwe.
A konkretniej? Kilka chwil googlowania i znaczenie słowa "tomátela" najczęściej oddawane jest jako angielskie słowo na "F", wiecie, jak na przykład w popularnym zwrocie "f... you". Na przykład tutaj:
https://www.gringoinbuenosaires.com/argentine-slang-dictionary/argentine-slang-phrases/
Natomiast "concha de tu madre" (i wariacje tego wyrażenia) jest bardzo popularne i może mieć wiele znaczeń, w tym nawet pozytywne - natomiast jeśli jest poprzedzone czasownikiem w formie rozkazującej, wskazuje to na poważną obelgę. A przytoczone wcześniej "f... you / tomátela" to właśnie wyrażenie dobitnie sugerujące adresatowi oddanie się pewnej czynności seksualnej, czyli forma rozkazująca. Najczęściej występującą translacją "concha de tu madre" jako obelgi było... hmm, powiem tak: to co my czasem wypowiadamy jako "madafaka".
Jeśli więc miałbym podjąć się dokładnego przetłumaczenia słów Messiego, z dużą dozą pewności zdecydowałbym się na swojskie: "p...rz się s........u!".

Nie chciałbym zostać posądzony o fałszywe przypisywanie Messiemu chamskiego zachowania, jednak mowa ciała oraz fakt niepodania ręki arbitrowi dość wyraźnie sugerują, że nie była to przyjazna pogawędka o pogodzie...


Zdecydowanie jest między nimi chemia, nie? Konkretnie spora dawka kwasu, Messi wygląda na totalnie rozczarowanego zachowaniem arbitra i rozczarowanie to sięgnęło chyba poziomu: "pierdzielę to, szkoda mi na Ciebie słów". Natomiast sędzia przyjął sytuację z zaskakującym zrozumieniem, jakby tego właśnie się spodziewał.


KARA

Wykluczenie Messiego z czterech spotkań wydaje się bardzo surowe. Szczerze mówiąc spodziewałbym się najwyżej jednego meczu zawieszenia i kary finansowej. Dodatkowo dotkliwe musiało okazać się ogłoszenie zawieszenia tak późno, niecałe sześć godzin przed rozpoczęciem następnego spotkania. Marcelo Tinelli - opiekun kadry i przyjaciel Leo - poszedł zawiadomić zawodnika do jego pokoju hotelowego, ale ten już wiedział (być może z internetu? nie mam pewności). W każdym razie gwiazdor przyjął informację z mieszaniną wściekłości i bezsilności.
Prawdopodobnie o postępowaniu i możliwej karze było wiadomo już wcześniej, ale mimo wszystko - decyzja o zawieszeniu kluczowego zawodnika powinna zostać ogłoszona jak najszybciej, by dać drużynie i trenerowi czas do przygotowania się na inny wariant taktyczny (już pomijając tutaj wątpliwości, czy trener Bauza - z całym szacunkiem - jest w ogóle w stanie wymyślić coś więcej niż "grajcie na Messiego").
A jeśli już decyzja musiała zostać ogłoszona tak późno, to powinno się odłożyć jej wykonanie na następne mecze, a w tym z Boliwią pozwolić wystąpić Messiemu. Oznaczałoby to jednak, że nie zagra już do końca turnieju eliminacyjnego. Być może doszło do jakichś negocjacji i zdecydowano się wariant, który został zastosowany? Nie wiem.


TEORIE SPISKOWE

Czyli to, co lubimy najbardziej. Naczytałem się już całkiem sporo o mitycznej "Czarnej Ręce Madrytu", która to kończyna należy oczywiście do Florentino Pereza. Moim zdaniem ma to mniej więcej tyle sensu, co jedzenie zupy widelcem. Zawieszenie Messiego oczywiście może wpłynać na jego kondycję psychiczną, afera wokół jego osoby na pewno nie działa korzystnie - spodziewałbym się jednak, że będzie potrafił wściekłość wykorzystać z korzyścią dla siebie. Poza tym, wcale nie dzieje się tragedia, Argentyna mimo wszystko powinna awansować na Mistrzostwa (no doprawdy, nie jest to tak trudne, nawet jeśli będą zmuszeni do rozegrania baraży, rywal nie powinien być wielce wymagający). Leo będzie więc mógł trochę odpocząć, psychicznie i fizycznie, nie będzie  się także narażał na kontuzje - wszystko to powinno spowodować wzrost jego wydajności w rozgrywkach klubowych... a właśnie tam najbardziej zagraża Realowi Florentino Pereza. Jeśli sternik "Królewskich" miałby wykorzystać swoje wpływy lub pieniądze po to, żeby pośrednio pomóc Barcelonie, to musiałby być totalnym wariatem - niestety, nie jest.

Jeśli nie Perez, to kto? Ciekawa wydaje się teoria, że to swego rodzaju zemsta kogoś z FIFA za niestawienie się Messiego na gali wręczenia Złotej Piłki. Mogło tak być? Mogło. Czy było? Nie mam pojęcia.
Jeśli jednak to prawda, to sytuacja może się trochę obrócić przeciw wykonawcy takiej wendety. Messi zyska dodatkowe siły fizyczne dzięki temu zawieszeniu, więc teoretycznie może być bliżej wygrania trofeów klubowych - a za zwycięstwem w Lidze Mistrzów prawdopodobnie poszłaby też Złota Piłka...
Umówmy się: wygrywanie trofeów i nagród indywidualnych to coś, w czym nie ma sobie równych - i żadne zawieszenie tego faktu nie zmieni.

Pozdrawiam, Korbel

poniedziałek, 27 marca 2017

O flagach, pewnym Marszu i pewnej powieści

"Po czym Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki»"
Biblia Tysiąclecia, Księga Rodzaju 3:22

"Najprostszym sposobem na zdobycie władzy nad narodem jest szerzenie terroru."
Józef Stalin

"Terroryzm to najpotężniejsza broń w rękach polityka, bo nic tak nie porusza ludzi jak strach przed nagłą śmiercią."
Adolf Hitler


Co robi zręczny polityk lub władca, gdy chce pozbyć się konkurenta, zdobyć władzę lub doprowadzić do pożądanego przez siebie konfliktu? Oczywiście nie czeka na korzystny zbieg okoliczności, tylko pomaga szczęściu. Nagle dochodzi do "incydentu", który staje się idealnym pretekstem do przekonania ludzi że nasza partia to najlepsza opcja, wprowadzenia bardziej opresyjnych przepisów lub nawet wypowiedzenia wojny. Operacje przeprowadzane "pod fałszywą flagą" mają długą historię. Możemy oczywiście przytoczyć różne wydarzenia:

- podpalenie Reichstagu w 1933 roku, o które oskarżono komunistów; niedługo później Hitler wygrywa wybory i błyskawicznie zdobywa coraz większą władzę w państwie;

- "incydent" w Mainila, po którym Rosjanie zaatowali Finlandię:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Incydent_w_Mainila

- "incydent" w Zatoce Tonkińskiej, po którym rozpętano Wojnę Wietnamską; później przyznano, że raporty zostały sfałszowane:
http://nsarchive.gwu.edu/NSAEBB/NSAEBB132/press20051201.htm

- czy nawet najgłośniejszy "incydent" terrorystyczny, zamach na World Trade Center - okazuje się, że USA bez żadnych dowodów oskarżyły Irak i weszły do tego kraju z wojskiem (poza tym wprowadziły u siebie przepisy znacznie zwiększające kontrolę nad społeczeństwem):
http://www.washingtonsblog.com/2012/10/5-hours-after-the-911-attacks-donald-rumsfeld-said-my-interest-is-to-hit-saddam-he-also-said-go-massive-sweep-it-all-up-things-related-and-not-and-at-2.html

Przykłady można mnożyć, w sumie przed każdym większym konfliktem zdarzały się "incydenty", co do których można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że zostały przeprowadzone "pod fałszywą flagą". Technika jest bardzo prosta i skuteczna, pozwalając prawdziwym sprawcom na osiągnięcie swoich celów i nie ubrudzenie sobie przy tym rąk.

 Oczywiście nie musimy tutaj odwoływać się do wielkich wydarzeń politycznych, ot choćby taki Marsz Niepodległości: wciąż zdarzały się starcia, niepokoje, bijatyki - oskarżano Narodowców o pieniactwo i agresję. I co ciekawe, co chwilę można było dowiedzieć się o podejrzanych przypadkach, gdzie Uczestnicy Marszu zeznawali, że to policja prowokowała zamieszki. Zdarzyło się nawet, że przyłapywano policjantów, którzy nie zdążyli jeszcze pozbyć się przebrań kibicowskich - ot, takie to były ataki "pod fałszywym szalikiem". Co jeszcze ciekawsze, po zmianie rządu nagle okazało się, że Marsz może odbyć się w sposób 100% pokojowy, a "agresywni" jeszcze niedawno Narodowcy nie wszczynają żadnych burd - cud, czy może po prostu skończyły się prowokacje?

Dobra, ale dlaczego rozpisuję się o takich banałach?

Kilka dni temu doszło do kolejnego ataku terrorystycznego, tym razem w Londynie. Co ciekawe, w rocznicę wydarzeń w Brukseli, także 22 marca. Tego rodzaju zamachów mieliśmy już wiele w Europie. Oczywiście niemal w każdym wypadku winę prędzej czy później przypisuje się radykalnym islamistom. I oczywiście - mniejsza lub większa część zamachów na pewno mogła być dziełem fanatyka religijnego... pytanie, czy wszystkie? Czy wobec powszechności operacji pod "fałszywą flagą" można mieć pewność, że rzeczywistymi sprawcami zawsze są muzułmanie? Czy nie są zastanawiające przypadki, gdzie domniemani zamachowcy pozostawiają w dogodnym miejscu własne dokumenty? Albo okazuje się, że sprawca akurat od dłuższego czasu jest znany policji i nie ma problemów z powiązaniem go z radykalnym islamem?

Terroryzm to broń polityczna. Polityką zajmują się władze. Władze mają środki i możliwości, by przeprowadzać różnego rodzaju inscenizacje. Czy można wykluczyć, że tak właśnie się dzieje?

Nie. I dlatego stara zasada mówi, by w razie wątpliwości zapytać: "cui bono?". Kto odniesie korzyść, kto wykorzysta te wydarzenia do usprawiedliwienia swoich poczynań? Czy muzułmanom (nawet zakładając, że mają plan "przejąć" Europę) opłaca się rozpalać nienawiść wobec siebie, gdy znacznie prostszym i bezpieczniejszym sposobem okazuje się zwyczajne zasiedlanie?

Jeśli nie wiadomo jak się zachować, to zawsze warto zachować się przyzwoicie. I mam poważne wątpliwości, czy pozwolenie na wciągnięcie się w "spiralę nienawiści", lub nawet wzięcie udziału w konflikcie zbrojnym, jest zachowaniem przyzwoitym.

Wystrzegałbym się ślepej nienawiści, na tle rasowym czy religijnym. Zwracałbym baczną uwagę, kto będzie próbował forsować prawa ograniczające swobody obywatelskie w imię ochrony przed terroryzmem. Kto będzie próbował ograniczać obywatelom prawo do posiadania broni. Kto będzie chciał wszczynać wojny, wkraczać do Bliskiego Wchodu, atakować islam.

Oczywiście nie chciałbym tutaj powiedzieć, że islam nie jest problemem w Europie. Nas to na szczęście nie dotyka, ale na Zachodzie i Północy sytuacja wygląda czasem bardzo nieciekawie. Na skutek wirusa "multi-kulti", źle pojmowanej i forsowanej "tolerancji" i pomysłów genderystów, społeczeństwa przegrywają pod naporem mas o innej mentalności, innej kulturze. Co można w związku z tym robić? Tutaj też zalecałbym podejście umiarkowane, ale twardo konserwatywne. Tradycyjny model rodziny, równość WSZYSTKICH wobec prawa, nie poddawanie się naciskom z Brukseli czy innego ośrodka - recepta wydaje się prosta.

Kiedyś spotkałem się opinią, że "narodowcy / prawicowcy generalnie zawsze są przeciwko obcym w swoim państwie" (cytat z pamięci, ale przekaz chyba dobrze oddany). Czy tak jest i czy taka powinna być postawa w obecnych czasach? Oczywiście, że nie. Każdy powinien mieć możliwość życia w naszym kraju, pod warunkiem oczywiście że chce żyć normalnie, pracować i przestrzegać polskiego prawa, w miarę możliwości nauczyć się języka. Powiem nawet, powinno się taką osobę przyjąć z otwartymi ramionami. Nie może być jednak zgody na to, byśmy we własnym kraju przestali być gospodarzem.

Władzę ustawodawczą w pewnym stopniu oddaliśmy Unii. Niestety realne wydaje się, by powstała także europejska prokuratura i europejska armia (w sumie to już podpisaliśmy porozumienia, na mocy których np. niemiecka policja mogłaby w pewnych okolicznościach podjąć interwencję w Polsce). Wysoce alarmująca powinna być dla każdego sytuacja, w której zatracimy zdolność do samostanowienia, a Bruksela narzuci nam prawo, które ograniczy nasze swobody. Właśnie w radio słyszałem, że brytyjskie służby domagają się dostępu do rozmów prowadzonych przez popularną aplikację...


Pewien Staś usłyszał kiedyś bardzo mądre słowa:

"Słuchaj, Stasiu! Śmiercią nie wolno nikomu szafować, ale jeśli ktoś zagrozi twej ojczyźnie, życiu twej matki, siostry lub życiu kobiety, którą ci oddano w opiekę, to pal mu w łeb, ani pytaj, i nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów."
Cytat za Wikipedią.

Upewnijmy się więc, że w razie czego zawsze mamy z czego wypalić i czym się bronić - ale upewnijmy się także, czy nie strzelamy przypadkiem do zręcznie podsuniętego nam kozła ofiarnego.




Pozdrawiam, Korbel

poniedziałek, 13 marca 2017

Utrata tożsamości... i co dalej?

"Pieniądze to sprawa drugorzędna. Najważniejsze są zasady i wartości, a Barça je zagubiła. La Masía jest stracona."
Johan Cruijff, 2015


Trudno podważać fakt, że styl gry Barcelony mocno się zmienił. Dla uzupełnienia tekstu Kacpra, garść spostrzeżeń opartych na statystykach z whoscored.com:

- w top10 zawodników z najwyższą średnią liczbą podań na mecz w La Liga próżno wypatrywać pomocników Barçy. Znajdziesz tam jednak pomocników innych ekip, w tym Kroosa z Realu i Koke z Atletico. Barcelonę reprezentują natomiast stoperzy, Javier Mascherano, Samuel Umtiti i Gerard Piqué.

- co ciekawe, Piqué i Mascherano znajdują się bardzo wysoko w klasyfikacji zawodników najczęściej posyłających długie piłki. Oczywiście zestawienie zdominowane jest przez bramkarzy, natomiast jeśli wziąć pod uwagę zawodników z pola, pierwszy jest Kroos (8,3 na mecz), a podium uzupełniają właśnie stoperzy Blaugrany: Piqué (7) i "Masche" (7,3).

- obserwując uśrednione pozycje zawodników w poszczególnych meczach, staje się jasne, że Messi praktycznie przestał być prawoskrzydłowym. Teraz niemal w każdym meczu dubluje pozycję Suareza, w centrum linii ataku.

Wszystko to jest oczywiście następstwem degradacji roli drugiej linii drużyny. Pomocnicy zostają sprowadzeni do roli "zabezpieczenia terenu" i swoistego "wypełniacza" - praktycznie nie kreują gry. Wszystko to zostało już opisane. W tej sytuacji zmiana pozycji Leo Messiego wydaje się naturalna, szczególnie po odejściu Alvesa i wobec przeciętnej gry jego następców. Teraz Messi nie ma zbyt wielu możliwości zagrania nietuzinkowej akcji kombinacyjnej na skrzydle, widzi też, że w środku pola niewiele się dzieje - więc swoista boiskowa grawitacja przyciąga go do drugiego (i chyba ostatniego już) zawodnika w kadrze, który potrafi swoją grą dodać kolorytu wydarzeniom na boisku; mowa oczywiście o Neymarze. Oczywiście, bliżej jest stąd także do zagrania szybkiej akcji z "el Pistolero". Natomiast prawe skrzydło pozostaje niemal opustoszałe - ale z jednym płucem można żyć, prawda?

Żadna inna drużyna na świecie nie ma w składzie dwóch tak doskonałych skrzydłowych. Trudno oczywiście winić trenera, że wykorzystuje to do maksimum. Problem jednak zaczyna się wtedy, gdy uzależnienie od tych piłkarzy staje się zbyt wielkie i brak jest realnego planu "B", czy nawet "C". Ostatni przegrany mecz z Deportivo ukazuje skalę problemu: bez imprezującego akurat Brazylijczyka i wobec słabszej postawy Messiego, drużyna traci ogromną część potencjału ofensywnego. Dochodzi nawet do sytuacji w której zawodnicy zmuszeni są grać (wyśmiewanym tak często, gdy stosuje go rywal z Madrytu) sposobem "na wrzutkę". Naturalnym adresatem dłuższych piłek jest oczywiście Suárez, który dzięki instynktowi strzeleckiemu oraz warunkom fizycznym jest w stanie zagrozić w takiej sytuacji defensywie rywala. Rzeczywistość pokazuje jednak, że potrzeba do tego wielu prób - większość jest "kasowana" bez większego problemu.


Z punktu widzenia celów krótkoterminowych, zmiana (powiedziałbym nawet: uproszczenie) modelu gry przyniosło wymierne efekty - gablota z pucharami znów mocno się wzbogaciła. Co się jednak stanie za kilka(naście) lat? Nie ma co bawić się we wróżkę, trudno jednak oczekiwać, że ktokolwiek mógłby zagwarantować obecność w kadrze zawodników pokroju Messiego i Neymara. Cuda rzadko się powtarzają. Odejście od systemu gry panującego jeszcze kilka lat temu może na dłuższą metę spowodować spore problemy. Wtedy podstawą był środek pola - teraz jest nią liczenie na geniusz skrzydłowych lub przebłysk Luisa Suáreza. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że także wtedy drużyna opierała się na umiejętnościach konkretnych zawodników (oczywiście przede wszystkim Xaviego, Iniesty, Busquetsa), na co odpowiedziałbym w ten sposób: piłkarze ci byli owocem spójnej, realizowanej świadomie idei, która gwarantowała pojawienie się zawodników o właśnie takiej charakterystyce. Nie było w tym żadnego przypadku, źródłem z którego czerpano była po prostu La Masía. Tłumaczyłem jednak kiedyś tekst, w którym zawarto kontrowersyjną tezę - że w canterze nie szczepi się już prawdziwego "DNA Barcelony":

http://www.fcbarca.com/64438-la-masia-kontrowersyjne-decyzje-zaniedbania-i-brak-odpowiedzialnosci.html

Zaczyna się to wszystko układać w całość - bo po co kształtować piłkarzy według systemu, którego nie mamy zamiaru stosować później w pierwszej drużynie? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet gdyby La Masía chciała, to w obecnej sytuacji (przede wszystkim kadrowej) nie potrafiłaby kontynuować projektu rozpoczętego przez Cruijffa. Dokonano zmian personalnych (dyrektorzy, trenerzy), które po prostu czynią to niemożliwym, lub przynajmniej bardzo trudnym. I nie zgadzam się tutaj, że "złote pokolenie się nie powtórzy" - bo jeszcze niedawno szkółka potrafiła wyszkolić zawodników takich jak Fabregas, Thiago czy Sergi Samper. Zawodnicy ci większość szkolenia odbyli po prostu zanim w szkółce doszło do zmiany filozofii. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby utrzymano system gry z czasów Guardioli, powyżsi wychowankowie graliby teraz pierwsze skrzypce, a w szkółce szykowany byłby już kolejny następca Xaviego. Niestety, przykładowy Samper - zamiast wejść przebojem do składu i idealnie wpasować się do systemu gry (wzorem niegdyś Busquetsa), tuła się teraz na wypożyczeniu. Thiago błyszczy w Bayernie, a Fabregas w BPL często notuje statystyki będące całkowicie poza zasięgiem obecnych pomocników Barcelony. Oczywiście udało się Rafinhii i Sergiemu Roberto - tylko że pierwszy z nich odgrywa raczej rolę drugoplanową, a drugi nie gra w środku pomocy. I oni także większą część szkolenia odbyli jeszcze w czasach Laporty.

Dla mnie to wszystko to wielki cios w serce Blaugrany. Oczywiście przyjmuję do wiadomości fakt, że wielu jest kibiców, których interesują głównie puchary, doraźne sukcesy, no i oczywiście upokorzenie Realu* Madryt, albo którym imponują rekordy ekonomiczne. Inni kibicują ze względu na historię, długoletnie przywiązanie i inne wartości (tych szanuję o wiele bardziej, niż pierwszych). Jednak z mojego punktu widzenia głównym czynnikiem przyciągającym do Barcelony był przede wszystkim styl gry, zaplanowany do ostatniego szczegółu, dopracowany przez dosłownie dekady i od podstaw wprowadzany w szkółce, gdzie następnie znalazł przełożenie na najwyższy poziom rozgrywkowy w postaci idealnych wykonawców - i podbił świat. W stolicy Katalonii odnaleziono piłkarskiego Graala. To był największy sukces: nie sekstet, nie manita z Realem*, ale triumf filozofii. Jeśli Chuck Norris zrobił wszystkie pompki, to tak samo Barcelona wygrała grę w futbol. Dla mnie zawodnicy w bordowo-granatowych koszulkach byli zwycięzcami zanim jeszcze weszli na boisko, niezależnie od wyników i pucharów.

Teraz to wszystko się zmieniło. Nie będę ukrywał, winię tutaj przede wszystkim zarząd - czyli najpierw stojącego na czele Rosella, teraz Bartomeu. Luis Enrique wpasował się w to wszystko idealnie. Nie jestem jednak zawistny - niech po zakończeniu swojej misji odejdą w glorii tytułów, Bartomeu może nawet być uznany za najlepszego prezesa w historii Klubu. Dla mnie najważniejsze pytanie: czy wróci jeszcze prawdziwa tiki-taka? Czy projekt Cruijffa będzie kontynuowany? Może za kilka lat, pod wodzą innego prezesa i z Xavim jako trenerem? Czy może zniszczenia w modelu sportowym okażą się zbyt trudne do naprawienia i trzeba przeczekać całe kolejne pokolenie, zanim dojdzie do ponownej ekspresji genów "DNA Barçy"? Czas pokaże.


Pozdrawiam, Korbel

* - niestety, brak mi tej niezwykłej odwagi i kreatywności w złośliwości, by pisać nazwę nielubianego klubu małą literą... a są tacy kozacy ("kozak w necie..."), co na fanowskiej stronie Barcelony i na dodatek pod ochroną moderacji mają odwagę napisać: "real"... cóż, brak mi tej viscałebkowej śmiałości oraz fantazji, wielce boleję  ;)

piątek, 10 marca 2017

Absurdy publicznej szkoły - przymus szkolny

Ostatnio byłem skory do przemyśleń na temat absurdów w publicznej szkole. W tym felietonie chciałbym przyjrzeć się jednemu z nich, czyli przymusowi szkolnemu. Przymus szkolny, inaczej mówiąc - obowiązek, zakłada, że każdy młody człowiek musi oddać się procesowi edukacji, zazwyczaj do określonego wieku, czyli w wypadku polskich standardów - do osiemnastego roku życia.
 

Według mnie jest to złe podejście, ale to wszystko jest elementem systemu, który, moim zdaniem, chce nas, młodych ludzi, wychować na swoich pupilków, innymi słowy - idiotów. Ten system nie stał się jednak doskonały, bo gdyby taki był, pewnie bym tego nie zauważył. Niestety, okazuję się pewnie jednym z nielicznych, którzy to zauważają, czy też o tym mówią. Większość pozostaje bezrefleksyjna i nawet nie widzi, jak publiczna szkoła robi z nich "wała". To wszystko ma swój określony cel, co odzwierciedlają każde wybory parlamentarne w Polsce od 1989-tego roku. A ustrój, w którym żyjemy, jest doskonały do tego, aby pewne elity polityczne realizowały swoje cele, które, notabene, nie służą dobrze Polsce. Demokracja to tyrania większości. W Polsce, niestety, więcej jest głupszych, niż mądrych. Skutkuje to tym, że od czasów obalenia komunizmu, główne twarze w polityce są niezmienne.

Nie tak dawno, na podstawach przedsiębiorczości, nauczycielka podała notatkę, w której zbulwersował mnie pewien fragment:
„Zespół będzie dobrze współpracował, jeśli będą przestrzegane takie zasady jak:
- demokracja”
Nie zgadzam się z tym, demokracja nie spowoduje tego, że zespół będzie dobrze współpracował, co wykaże na prostym przykładzie.
W pięcioosobowej firmie panuje demokracja, jeden z pracowników rzuca pomysł na to, aby firma odnotowała lepsze wyniki, zna się na tym i skuteczność tej propozycji wyniosłaby 95%. Niestety, reszta zespołu nie poparła jego pomysłu, jednak nie potrafili oni podać sensownych argumentów przeciw. Przy głosowaniu jest 4 do 1 dla przeciwników tego pomysłu. I tak w ten sposób odrzucono dobry pomysł, który nawet nie spotkał się z argumentami przeciw. W demokracji możesz się podzielić opinią na dany pomysł, ale przy głosowaniu nie musisz jej pokazywać, głosujesz za, bądź przeciw.

Tak demokracja działa również w polityce, u władzy są Ci, którzy rzucą puste hasełka, kuszące głupią masę. Szczerze to współczuję ludziom przekonanych do tego, iż większość elektoratu PiS-u, czy PO, zapoznała się z programem tychże partii. Mądrzy ludzie, nieowijający w bawełnę, są niestety na marginesie i zdrowy rozsądek jasno mówi, że w obecnym ustroju nie dostaną się do władzy. Dlaczego tak się dzieje? A no, bo jest takie powiedzenie:

"
Mądry człowiek uważany jest za mądrego wśród ludzi mądrych, zaś mądry człowiek wśród ludzi głupich, postrzegany jest, jako głupszy od nich".

Wracając do przymusu szkolnego.
W przymusie szkolnym wmawia nam się, że istnieje równość wśród młodzieży. Ta równość to tylko pozory. Równością nie nazwiemy tego, że każdy w klasie ma tyle samo lat. Co z tego, że wszyscy w klasie będą mieć tyle samo lat, skoro każdy z nich będzie miał inną przyswajalność wiedzy. Równość byłaby wtedy, gdyby klasę tworzyły osoby o podobnym poziomie przyswajania wiedzy i nieważne, w jakim wieku. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że w prawie każdej klasie, jest więcej głupszych, niż mądrzejszych. Prawda? Jednak program nauczania jest dla mądrego i głupiego taki sam. Co gorsza, ten program, z racji tego, że stosuje się demokratyczne zasady, jest dostosowany do tych głupszych, bo ich jest więcej.

Kolejnym nieporozumieniem jest to, że państwo narzuca rodzicom posyłanie dzieci do szkoły w ustalonym wieku. Skutkuje to, co opisałem wyżej. Przecież to rodzic powinien decydować, kiedy i czy w ogóle, pośle swoje dziecko do szkoły. Oczywiście, mogłyby się pojawiać zmartwienia, że rodzice niektórych dzieci nie dbałyby o edukację swoich dzieci, wtedy jest to patologia. Ależ pragnę zauważyć, że w obecnym systemie ta patologia i tak występuje, mimo przymusu szkolnego.


Bardzo istotną kwestią jest to, że szkoła powinna zostać sprywatyzowana, w mojej okolicy znajduje się prywatna szkoła podstawowa i z opinii rodziców nie wynika, aby była gorsza od publicznej, wypadała nawet lepiej w bezpośrednim starciu. Z mojego punktu widzenia, szkoła to powinien być przywilej, nie przymus. Przywilej do lepszego życia. Zresztą, o wiele więcej nauczyłem się wykazując własną inicjatywę, aniżeli tego, co w publicznej szkole. Zaraz, skoro nauczyłem się więcej, wykazując własną inicjatywę, to, dlaczego mam płacić podatki utrzymujące tę instytucję? Toż to nonsens. Gdybym płacił za posyłanie mojego dziecka do prywatnej szkoły, robiłbym to dobrowolnie i gdyby okazało się, że poziom jest za niski, to naturalnie w świecie wypisałbym swoje dziecko z tejże szkoły.

Podsumowując, przymus szkolny to jeden z absurdów obecnego systemu szkolnictwa. Daje on pozorną równość wśród młodzieży, która obejmuje wyłącznie wiek. Publiczna szkoła chce zrobić z nas idiotów, abyśmy w przyszłości stali się bezrefleksyjni i łapiący wszystkie puste hasełka polityków, a mądrych ludzi traktowali jak wrogów. Nie chcę tego wszystkiego mieszać do polityki, ale łączenie pewnych faktów do tego doprowadza. 


Pozdrawiam, Kacper

niedziela, 5 marca 2017

Barcelona straciła swoją tożsamość






"Granie w piłkę jest bardzo proste, ale grać prostą piłkę to najtrudniejsza rzecz, jaka istnieje" - Johan Cruijff

Cóż, prawdopodobnie czeka nas ostatni mecz w Lidze Mistrzów 2016/17. Niestety, po raz kolejny poprzez blamaż i kompletne obnażenie naszych problemów. Nie będę ukrywał, przebieg meczu z PSG kompletnie mnie nie zaskoczył. Co prawda, obstawiłem 2:1 dla Paryżan, ale wynik jest sprawą drugorzędną. PSG to bardziej klasowa drużyna niż inne ze środka tabeli, które nam się postawiły. Szczerze powiedziawszy, nie bolał mnie aż tak ten wynik, jak i nasza żenująca gra, po prostu, jestem już od kwietnia ubiegłego roku przyzwyczajony do takiego obrazu gry. Uważam również, że to była ta sama Barcelona, co jeszcze w fazie grupowej LM, pokonała Manchester City 4:0. Wtedy zadecydowała głupia czerwona kartka Bravo i indywidualne popisy Lionela. Jest kilka czynników, zauważonych przeze mnie, znacząco wpływających na obecną sytuację klubu, które spróbuję opisać.
 
Po pierwsze, brak wymiany pokoleniowej w linii pomocy. Zacznijmy od przedstawienia tego, jak zmieniała się kadra pomocników w drużynie od sezonu 12/13 do teraz. 12/13: Busquets, Song, Iniesta, Xavi, Cesc Fabregas, Thiago, Jonathan Dos Santos.
Transfery: Song - 19 mln, Awansowali z Barcy B: Dos Santos
13/14: Busquets, Song, Iniesta, Xavi, Cesc Fabregas, Roberto, Dos Santos
Transfery: Brak, Awansowali: Sergi Roberto, Odeszli: Thiago - 25 mln
14/15: Busquets, Iniesta, Xavi, Roberto, Rakitić, Rafinha
Transfery: Rakitić - 18 mln, Rafinha - powrót z wypożyczenia, Odeszli: Fabregas - 33 mln, Dos Santos - 1,5 mln, Song - wypożyczenie, ale nie zyskaliśmy na nim nic.
15/16: Busquets, Iniesta, Rakitić, Roberto, Rafinha, Arda (tak, to był transfer do linii pomocy, ale się nie sprawdził)
Transfery: Arda - 34 mln, Awansowali: brak, Odeszli: Xavi
16/17: Busquets, Iniesta, Rakitić, Roberto, Rafinha, Gomes, Suarez
Transfery: Suarez - 3,25 mln, Gomes - 35 mln, Awansowali: brak, Odeszli: brak
 
Jak widać, obrazuje to również jakimi mistrzami biznesu jesteśmy, wydaliśmy 109,25 mln na transfery pomocników, a ze sprzedaży zarobiliśmy 59,5 mln. Oczywiście sarkazm użyty tu ze względu na wydane pieniądze, a prezentowany poziom, oczywiście tyczy się to też sprzedaży. Przejdźmy do meritum sprawy. Przełomowy był sezon 12/13, w którym to o sile naszej pomocy powinni zaczynać stanowić tacy gracze jak Thiago i Fabregas, mieli ku temu predyspozycje. Xavi, ze względu na wiek i coraz mniejszą wytrzymałość fizyczną, powinien odgrywać taką rolę, jaką odgrywał w sezonie 14/15. Co gorsza, po tym sezonie utraciliśmy największą perełkę La Massi ostatnich lat - Thiago. I to w jaki sposób? W taki, że zabrakło ponoć jednego, pełnego meczu do aktywowania klauzuli wynoszącej ponad 90 mln. Co zastanawiające, w pięciu ostatnich meczach ligowych tylko raz zagrał w pierwszym składzie, pomimo już dawno wygranej ligi. Przecież zdawano sobie chyba z tego sprawę. Wątpię aby Bayern, czy jakakolwiek drużyna, byłaby w stanie tyle wydać na, bądź co bądź, bardzo młodego zawodnika. Wtedy jego narzekania (moim zdaniem w pełni uzasadnione) skończyłyby się fiaskiem. Cóż, Thiago odszedł. Jednak, dlaczego nie wypełniono po nim luki? Chyba nie liczono na to, że brat dorówna mu poziomem, skoro i tak jest o innej charakterystyce pomocnika. A co do transferu Songa to chyba nie trzeba nic więcej dodawać, kompletna klapa, na której tylko straciliśmy.
W sezonie 13/14 właściwie nic w kontekście pomocy się nie zmieniło, oczywiście poza odejściem Thiago. Ubolewam nad tym, bo takiego gracza jak Thiago nikim nie zastąpiliśmy, a teraz jest ważną częścią Bayernu Monachium. Co prawda, Barca zatrudniła trenera, który nie chciał żadnych transferów, czyli Martino. Jak wyglądał sezon za Martino nie trzeba przypominać, drużyna grała bez polotu, powolnie, opierała się tylko o bezsensowne posiadanie piłki. Wówczas grano cały czas Iniestą i Xavim w pierwszym składzie. Fabregas również grał, jednak uważam, że ten piłkarz nie powinien stanowić dodatku, tylko konkretne odniesienie, podobnież jak Thiago.
 
Przejdźmy do sezonu 14/15. Przyszedł nowy trener (Enrique), do pomocy zakupiony został jedynie Rakitić, ponoć za Fabregasa. O ile końcówka jego pierwszego sezonu była bardzo dobra, pod względem wertykalnych zagrań, kluczowym podań, asyst, goli, tak w kolejnym i obecnym sezonie prezentuje się przeciętnie/słabo. Oczywiście, zdarzają mu się bardo dobre mecze, jak na przykład z Athleticiem na początku sezonu, ale to jest zdecydowanie za mało, aby powiedzieć, że gra dobrze. Ten sezon również obalił pewien mit o Rakiticiu, jaki to powstał gdy w poprzednim sezonie zarzucano mu asekuracyjność, brak udziału w kreacji, czy też technikę na niskim poziomie. Otóż chodziło o to, że jego pasywność była efektem asekurowania szarż Alvesa. Zgodne z prawdą jest to, że Alves szarżował, ale zawsze odpowiedzialnym za asekurowanie prawego, czy też lewego obrońcy odpowiada środkowy obrońca, będący po prawej, bądź lewej stronie (w zależności od tego, który obrońca atakuje), a z kolei tego środkowego obrońcę, asekuruje defensywny pomocnik. Dalej nie będę rozpisywał się w tej kwestii, bo ten sezon doskonale to weryfikuje. Kolejnym argumentem przemawiającym za nim miał być udział w destrukcji, nie zauważacie, że wyrabiane przez niego kilometry, to przede wszystkim efekt jego kiepskiego ustawiania się? Wiele razy gubił krycie. Poza tym, to zawodnik sprowadzony z drużyny grającą, potocznie mówiąc, z kontry (Poruszę to w innym wątku). Jeszcze w kontekście Fabregasa, początkowo uznawałem za dobrą, wymianę jego na Rakiticia, jednak teraz już tak pozytywnie do tego nie podchodzę. Fabregas powinien otrzymać prawdziwą szansę, nie u boku Iniesty i Xaviego, tylko za któregoś z nich. Co do kwestii kadrowych, czy też tego jak wyglądała podstawa linia pomocy. Wyglądała ona tak: Busquets, Rakitić, Iniesta. Radykalna zmiana to "posadzenie" Xaviego, jednak zdecydowanie za późno.
W sezonie 15/16 nie mogliśmy ujrzeć już Xaviego, który odszedł. Do linii pomocy został sprowadzony Arda Turan. Turek, ze względu na bana, musiał czekać pół roku na grę. Kupiono go z przekonaniem, że da powiew świeżości w linii pomocy. Niestety, druga połowa sezonu szybko zweryfikowała, że tak nie będzie. Arda kompletnie nie odnajdywał się w rozgrywaniu. Jedyny pozytyw tego transferu to dobra gra na pozycji Neymara. Jednakże, czy cena 34-ech milionów za tylko rezerwowego to nie za dużo?
 
Obecny sezon, w przeciwieństwie do poprzedniego, był obfitszy w transfery do formacji pomocy. Zakupiliśmy Andre Gomesa i Denis Suareza. Co tu dużo mówić, chyba każdy śledzi mecze w tym sezonie i może potwierdzić to, że na razie żaden z nich nie zachwyca. Jednakże cena za Portugalczyka powoduje to, że wymagam więcej niż to, co obecnie prezentuje. Dostaje aż nadto szans, a do swojego dorobku może zaliczyć jedynie 1 asystę przy rozegranych 1867 minutach. Denis Suarez, w stosunku do ceny, prezentuje się przyzwoicie. Przyszedł czas na wyciągnięcie wniosków. Podstawą jest to, że jeszcze w sezonie 12/13 mieliśmy w kadrze aż trzech nominalnych rozgrywających; Xaviego, Thiago i Fabregasa. Z sezonu na sezon pozbawiani zostaliśmy jednego z nich, aż teraz zostaliśmy bez żadnego typowego rozgrywającego. Co gorsza, transfery były, ale żadnego z tych zawodników nie można nazwać rozgrywającym. I jak wyglądały nasze sprzedaże? Zamiast ograniczyć odgrywaną rolę Xaviemu, to pozbywaliśmy się zawodników mogących przejąć po nim pałeczkę. Luki po Xavim nie wypełniono do dziś, ale nadchodzi kolejny problem, bo kariera Andresa Iniesty powoli dobiega końca, a przecież nie widzę w obecnej kadrze zawodnika mogącego wskoczyć za Andresa. Zauważmy też, że Iniesta już raczej nie jest graczem mogącym wytrzymać każdy mecz po 90 minut. Jego rola powinna się już ograniczać. Przyjrzyjmy się temu jak obecnie wygląda podstawowa obsada linii pomocy: Busquets - Rakitić - Iniesta. Dwójka Iniesta - Busquets w pierwszym składzie od 2009 roku. To nie jest efekt tego, że są tacy dobrzy (owszem są, ale nie o to chodzi), tylko to, że nie została dokonana zmiana pokoleniowa. Sam tercet B-X-I grał razem w pierwszym składzie od 2009 do 2014.
 Kolejnym, chyba najważniejszym, czynnikiem jest odbieganie od filozofii klubu, naznaczonej przez Johana Cryuffa. Zdefiniujmy najpierw tą filozofię. Jej trzonem bez wątpienia są trójkąty. Do tego dochodzi natychmiastowy pressing po stracie i dominacja w środku pola poprzez szanowanie piłki. To, co obecnie oglądamy nie jest w żaden sposób nawiązaniem do tej filozofii. Coraz bardziej zanika gra w trójkątach, a nasi obrońcy, zamiast podawać piłkę do pomocników (szczególnie), wymieniają ją między sobą. Nie bez powodu to nasi obrońcy mają najwięcej podań na mecz spośród wszystkich graczy. Parę lat temu było to nie do pomyślenia. 

W sezonie 2010/11, w lidze, najwięcej podań na mecz mieli odpowiednio: Xavi (110, 94.4% celności), Busquets (86.1, 92.4%), Iniesta (78.4, 89.6%), Pique (67.4, 88.4%), Mascherano (59, 91.8%). Na pierwszych trzech miejscach trzech pomocników. Teraz przejdźmy do ówczesnego sezonu: Mascherano (73.3, 91%), Pique (69.6, 90.2%) Busquets (61.6, 90.5%). Pierwsza trójka już zawiera dwóch środkowych obrońców w samej czołówce, a trzeci dopiero jest pomocnik. Biorąc pod uwagę ligę i LM to spadek średniej ilości podań na mecz, u Busquetsa, wynosi aż 31%, a u Iniesty 28%. Wzrost średniej ilości podań na mecz u Pique i Mascherano wynosi odpowiednio: 4 i 8%. 

Spójrzcie na tą "historyjkę", szybka wymiana piłki w trójkącie. Iniesta do Pique, Pique do Busquetsa, Busquets do Iniesty (na trzeciej ilustracji już wyłania się Xavi), Iniesta ponownie do Pique, który już podaje do Xaviego. Tworzy się kolejny trójkąt, który zaznaczyłem. W niecałe 10 sekund udało nam się wymienić piłkę w dwóch trójkątach.


Najważniejsze w trójkątach to: mądre ustawianie się, ruchliwość i wymienność pozycji, co doskonale widać na tym filmiku. Jeśli o mnie chodzi to tak właśnie zdefiniowałbym piękno futbolu. Trójkąty były od początku wdrażane przez Cruyffa. Również w czasach Rijkaarda, Xavi w jednym z odcinków Szkoły Barcy mówił, że najważniejsze to tworzenie trójkątów.  

A propos ustawiania się, to zobaczcie na te jednoznaczne i wymowne obrazki. Taktycznie Bayern i Barcelona w meczach 1/8 LM:




Odniosę się teraz do zagęszczenia, przez Barcę, środka boiska. Dokonam porównania, poprzez heatmapy, między kilkoma meczami z sezonu 2010/11 i obecnego.




Pierwsze trzy obrazują to jak bardzo potrafiliśmy dominować w środkowej strefie w sezonie 2010/11, w meczach z Realem Madryt (5-0), Manchester United (3-1) i Villareal (3-1). Sami pomocnicy mieli wtedy odpowiednio: 335, 380, 298 kontaktów z piłką. Posiadanie piłki w tamtych meczach wynosiło odpowiednio: 67%, 68%, 65%.




Kolejne prezentują wysoko wygrane mecze, w których jednak widać, że środkowa strefa boiska nie jest tak zagęszczona. Jednak jest zauważalne to (kolor czerwony), że rozgrywanie Barcelony przeniosło się ze środkowej strefy, do naszej defensywy. Sam ter Stegen miał w meczu z City np. 53 kontakty z piłką, gdzie Valdes w meczu z Realem (5-0), tylko 35. Paradoksalnie naszym rozgrywającym stał się bramkarz. Pomocnicy w wyżej pokazanych meczach mieli odpowiednio: 144, 156 i 146 kontaktów z piłką. Posiadanie piłki w tych meczach wynosiło odpowiednio: 52%, 62%, 60%. Podam jeszcze taką statystykę w meczu, który zresztą już tu analizowałem, w którym grali podstawowi pomocnicy. Chodzi o mecz Atletico na Camp Nou w rundzie jesiennej. Wtedy Busquets, Rakitić i Iniesta mieli 234 kontaktów z piłką.
Wyobrażalibyście sobie Barcelonę w 2011 roku mającą około 55% posiadania piłki? Chyba nie. Dla wielu drużyn posiadanie piłki tak naprawdę ma małe znaczenie, dla Barcelony, ogromne. Jeśli mądrze się nim posługujemy to kontrolujemy mecz i ograniczamy rywalowi okazje strzeleckie, a sami też robimy tłok pod polem karnym rywala. Myślę, że tak można zdefiniować samo posiadanie piłki przez Barcelonę jeszcze w 2011 roku. Obecnie naszego posiadania na pewno tak nie opiszemy. Stało się samym posiadaniem dla posiadania. Nie przynosi ono efektów w postaci ograniczania rywalom okazji strzeleckich. Głównymi podającymi to obrońcy, którzy najwięcej podań wykonują między sobą, stało się to po prostu nudne.

Nie mógłbym zapomnieć jeszcze o naszym pressingu, który również zanikł. O ile w okresie od stycznia 2015 do marca/kwietnia 2016 (nie będziemy się spierać), intensywność pressingu mogła być porównywana do lat 09-11, tak później coraz rzadziej on funkcjonował. Nie wiem, czy to kwestia zaangażowania zawodników, ale nie wydaje mi się, trener powinien reagować, gdy widzi, że piłkarz X po stracie sobie truchta. Nie może dochodzić do tego, że PSG ma przebiegnięte tyle kilometrów, jakoby mieli jeszcze jednego zawodnika więcej od Barcy. Natychmiastowy pressing po stracie powodował niebywałą presję w szeregach rywala, co przeważnie kończyło się stratą piłki.
Jeszcze innym następstwem problemów Barcelony, jest to, że prawa strona kompletnie nie funkcjonuje. Głównym czynnikiem na to wpływającym jest brak rozgrywającego (najważniejszej pozycji w tym systemie), przez co Messi notorycznie się cofa do linii środkowej i posyła dalekie piłki do Alby lub Neymara. Oczywiście nie zapominajmy o braku nominalnego prawego obrońcy, który podłączałby się do akcji ofensywnych.

Podsumowując w tym wątku. Nie uważam ażeby taktyka oparta o filozofię Johana Cruyffa została rozpracowana. Takie stwierdzenie to obraza dla niej. Po prostu, potrzebuje ona odpowiednich wykonawców i powierników. Możliwe, że potrzebuje kilku modyfikacji, których żmudnie oczekiwałem od Enrique.      


Najwyższy czas na ostatni czynnik, działacze klubu. Bez wątpienia, to oni biorą całkowitą odpowiedzialność za wszystkie decyzje, jakie podejmują. Odnoszę wrażenie, że nasi zarządzający mają przeświadczenie o tym, że wyniki ponad wszystko. Moim zdaniem ich zadaniem powinno być bronienie przede wszystkim klubowych wartości (jak na przykład koszulka bez reklam), czy też filozofii klubu.


W czasach kadencji Laporty, La Masia bardzo ewoluowała i stanowiła również o sile naszego klubu. Od czasów Rosella szkółka złapała niesamowity regres, a młodzi zawodnicy nie marzą już o grze w macierzystym zespole, tylko grze gdziekolwiek. Wychowanków wolimy zastępować najemnikami, którzy paradoksalnie nie prezentują znacznie wyższego poziomu. Doskonale zobrazowało to ostanie letnie okienko transferowe. Kompletnie nie rozumiałem i nie rozumiem nadal wymiany Munira na Paco. Hiszpan niczym się nie wyróżnia, a przy trenerze, który nie potrafi zdjąć z boiska cieniującego Suareza i tak mało gra, z Munirem byłoby podobnie, tylko, że za niego nie musieliśmy nic płacić, bo był "swój". Digne też niczym szczególnym się nie wyróżnia, a w Barcelonie B mieliśmy świetnego Grimaldo, który nawet nie wie dlaczego nie dostał szansy. Czy również podzielacie moją opinię, że Samper, gdyby dostał porównywalną liczbę szans na grę co Gomes (Pomińmy fakt, że gra zespołu wygląda jak wygląda), prezentowałby się choć trochę lepiej? Bardzo dobra jest natomiast wymiana Bartry na Umtitiego.

Co do spraw kadrowych, to nadal nie rozumiem, dlaczego nie obsadzono pozycji, na których nie mamy żadnego nominalnego gracza. Tyczy się to prawego obrońcy i rozgrywającego.


Utrata Thiago za śmieszne pieniądze - tak jak pisałem w wątku o braku wymiany pokoleniowej, tak powtórzę, przecież zdawano sobie sprawę z tego, że klauzula wynosząca ponad 90 mln nie została aktywowana, dlaczego nie wywarto presji na trenerze, aby zrobił wszystko by ona się uaktywniła?

Zabrakło ponoć jednego pełnego meczu, a w pięciu ostatnich meczach ligowych, w pierwszym składzie wystąpił tylko raz. No nic, Thiago odszedł, ale nikt nie zadbał o to aby kimś go zastąpić.
Jeszcze w kontekście transferów, wiele jest argumentów obrony, w kontekście pomocników, że muszą się zaaklimatyzować w nowym stylu gry, itp. To czy nie lepiej kupować pomocników z drużyn stosujących atak pozycyjny? Przecież wszystkie transfery do linii pomocy, za kadencji Lucho, były z drużyn, które z atakiem pozycyjnym nie mają/miały nic wspólnego. Tutaj obwiniam nie tyle, co Lucho, co naszych skautów, którzy takich zawodników, z takich drużyn obserwują. Teraz krążą plotki o Verrattim. Radzę się pogodzić z myślą, że on do nas nie trafi. Trzeba było się nim interesować, gdy jeszcze błyszczał w Delfino Pascara. Polityka takich drużyn jak PSG nie spowoduje, że sprzedadzą od tak, takich graczy jak on.


Podsumowując cały wpis w maksymalnym skrócie, na obecne problemy Barcelony wpłynęły i wpływają trzy podstawowe czynniki: brak wymiany pokoleniowej w linii pomocy, odbieganie od filozofii i zarząd, który ma przeświadczenie "wyniki ponad wszystko". Jeśli mam być szczery, to nie widzę żadnych nadziei na radykalną poprawę z obecnym zarządem. Może to kontrowersyjne co napiszę, ale Barcelona już nie jest wielka. Utraciliśmy swoją tożsamość, która na to wpływała. Oczywiście, wielkość rozumiem nie przez wyniki, a to w jaki sposób rywale podchodzą do meczu z nami. Nie siejemy już postrachu, gdzie rywal mający piłkę na własnej połowie nie wie, co z nią zrobić. Niepojętym jest też to, że w wielu wygranych meczach, tak naprawdę to rywal zasługiwał bardziej na wygraną niż my. Nie są to pojedyncze przypadki, które każdy z nas powinien wybaczyć. Przeciętna drużyna, dobrze zorganizowana, potrafi z nami grać i sprawiać lepsze wrażenie. Co będzie dalej? Czas pokaże.


Pozdrawiam, Kacper