poniedziałek, 13 marca 2017

Utrata tożsamości... i co dalej?

"Pieniądze to sprawa drugorzędna. Najważniejsze są zasady i wartości, a Barça je zagubiła. La Masía jest stracona."
Johan Cruijff, 2015


Trudno podważać fakt, że styl gry Barcelony mocno się zmienił. Dla uzupełnienia tekstu Kacpra, garść spostrzeżeń opartych na statystykach z whoscored.com:

- w top10 zawodników z najwyższą średnią liczbą podań na mecz w La Liga próżno wypatrywać pomocników Barçy. Znajdziesz tam jednak pomocników innych ekip, w tym Kroosa z Realu i Koke z Atletico. Barcelonę reprezentują natomiast stoperzy, Javier Mascherano, Samuel Umtiti i Gerard Piqué.

- co ciekawe, Piqué i Mascherano znajdują się bardzo wysoko w klasyfikacji zawodników najczęściej posyłających długie piłki. Oczywiście zestawienie zdominowane jest przez bramkarzy, natomiast jeśli wziąć pod uwagę zawodników z pola, pierwszy jest Kroos (8,3 na mecz), a podium uzupełniają właśnie stoperzy Blaugrany: Piqué (7) i "Masche" (7,3).

- obserwując uśrednione pozycje zawodników w poszczególnych meczach, staje się jasne, że Messi praktycznie przestał być prawoskrzydłowym. Teraz niemal w każdym meczu dubluje pozycję Suareza, w centrum linii ataku.

Wszystko to jest oczywiście następstwem degradacji roli drugiej linii drużyny. Pomocnicy zostają sprowadzeni do roli "zabezpieczenia terenu" i swoistego "wypełniacza" - praktycznie nie kreują gry. Wszystko to zostało już opisane. W tej sytuacji zmiana pozycji Leo Messiego wydaje się naturalna, szczególnie po odejściu Alvesa i wobec przeciętnej gry jego następców. Teraz Messi nie ma zbyt wielu możliwości zagrania nietuzinkowej akcji kombinacyjnej na skrzydle, widzi też, że w środku pola niewiele się dzieje - więc swoista boiskowa grawitacja przyciąga go do drugiego (i chyba ostatniego już) zawodnika w kadrze, który potrafi swoją grą dodać kolorytu wydarzeniom na boisku; mowa oczywiście o Neymarze. Oczywiście, bliżej jest stąd także do zagrania szybkiej akcji z "el Pistolero". Natomiast prawe skrzydło pozostaje niemal opustoszałe - ale z jednym płucem można żyć, prawda?

Żadna inna drużyna na świecie nie ma w składzie dwóch tak doskonałych skrzydłowych. Trudno oczywiście winić trenera, że wykorzystuje to do maksimum. Problem jednak zaczyna się wtedy, gdy uzależnienie od tych piłkarzy staje się zbyt wielkie i brak jest realnego planu "B", czy nawet "C". Ostatni przegrany mecz z Deportivo ukazuje skalę problemu: bez imprezującego akurat Brazylijczyka i wobec słabszej postawy Messiego, drużyna traci ogromną część potencjału ofensywnego. Dochodzi nawet do sytuacji w której zawodnicy zmuszeni są grać (wyśmiewanym tak często, gdy stosuje go rywal z Madrytu) sposobem "na wrzutkę". Naturalnym adresatem dłuższych piłek jest oczywiście Suárez, który dzięki instynktowi strzeleckiemu oraz warunkom fizycznym jest w stanie zagrozić w takiej sytuacji defensywie rywala. Rzeczywistość pokazuje jednak, że potrzeba do tego wielu prób - większość jest "kasowana" bez większego problemu.


Z punktu widzenia celów krótkoterminowych, zmiana (powiedziałbym nawet: uproszczenie) modelu gry przyniosło wymierne efekty - gablota z pucharami znów mocno się wzbogaciła. Co się jednak stanie za kilka(naście) lat? Nie ma co bawić się we wróżkę, trudno jednak oczekiwać, że ktokolwiek mógłby zagwarantować obecność w kadrze zawodników pokroju Messiego i Neymara. Cuda rzadko się powtarzają. Odejście od systemu gry panującego jeszcze kilka lat temu może na dłuższą metę spowodować spore problemy. Wtedy podstawą był środek pola - teraz jest nią liczenie na geniusz skrzydłowych lub przebłysk Luisa Suáreza. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że także wtedy drużyna opierała się na umiejętnościach konkretnych zawodników (oczywiście przede wszystkim Xaviego, Iniesty, Busquetsa), na co odpowiedziałbym w ten sposób: piłkarze ci byli owocem spójnej, realizowanej świadomie idei, która gwarantowała pojawienie się zawodników o właśnie takiej charakterystyce. Nie było w tym żadnego przypadku, źródłem z którego czerpano była po prostu La Masía. Tłumaczyłem jednak kiedyś tekst, w którym zawarto kontrowersyjną tezę - że w canterze nie szczepi się już prawdziwego "DNA Barcelony":

http://www.fcbarca.com/64438-la-masia-kontrowersyjne-decyzje-zaniedbania-i-brak-odpowiedzialnosci.html

Zaczyna się to wszystko układać w całość - bo po co kształtować piłkarzy według systemu, którego nie mamy zamiaru stosować później w pierwszej drużynie? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że nawet gdyby La Masía chciała, to w obecnej sytuacji (przede wszystkim kadrowej) nie potrafiłaby kontynuować projektu rozpoczętego przez Cruijffa. Dokonano zmian personalnych (dyrektorzy, trenerzy), które po prostu czynią to niemożliwym, lub przynajmniej bardzo trudnym. I nie zgadzam się tutaj, że "złote pokolenie się nie powtórzy" - bo jeszcze niedawno szkółka potrafiła wyszkolić zawodników takich jak Fabregas, Thiago czy Sergi Samper. Zawodnicy ci większość szkolenia odbyli po prostu zanim w szkółce doszło do zmiany filozofii. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby utrzymano system gry z czasów Guardioli, powyżsi wychowankowie graliby teraz pierwsze skrzypce, a w szkółce szykowany byłby już kolejny następca Xaviego. Niestety, przykładowy Samper - zamiast wejść przebojem do składu i idealnie wpasować się do systemu gry (wzorem niegdyś Busquetsa), tuła się teraz na wypożyczeniu. Thiago błyszczy w Bayernie, a Fabregas w BPL często notuje statystyki będące całkowicie poza zasięgiem obecnych pomocników Barcelony. Oczywiście udało się Rafinhii i Sergiemu Roberto - tylko że pierwszy z nich odgrywa raczej rolę drugoplanową, a drugi nie gra w środku pomocy. I oni także większą część szkolenia odbyli jeszcze w czasach Laporty.

Dla mnie to wszystko to wielki cios w serce Blaugrany. Oczywiście przyjmuję do wiadomości fakt, że wielu jest kibiców, których interesują głównie puchary, doraźne sukcesy, no i oczywiście upokorzenie Realu* Madryt, albo którym imponują rekordy ekonomiczne. Inni kibicują ze względu na historię, długoletnie przywiązanie i inne wartości (tych szanuję o wiele bardziej, niż pierwszych). Jednak z mojego punktu widzenia głównym czynnikiem przyciągającym do Barcelony był przede wszystkim styl gry, zaplanowany do ostatniego szczegółu, dopracowany przez dosłownie dekady i od podstaw wprowadzany w szkółce, gdzie następnie znalazł przełożenie na najwyższy poziom rozgrywkowy w postaci idealnych wykonawców - i podbił świat. W stolicy Katalonii odnaleziono piłkarskiego Graala. To był największy sukces: nie sekstet, nie manita z Realem*, ale triumf filozofii. Jeśli Chuck Norris zrobił wszystkie pompki, to tak samo Barcelona wygrała grę w futbol. Dla mnie zawodnicy w bordowo-granatowych koszulkach byli zwycięzcami zanim jeszcze weszli na boisko, niezależnie od wyników i pucharów.

Teraz to wszystko się zmieniło. Nie będę ukrywał, winię tutaj przede wszystkim zarząd - czyli najpierw stojącego na czele Rosella, teraz Bartomeu. Luis Enrique wpasował się w to wszystko idealnie. Nie jestem jednak zawistny - niech po zakończeniu swojej misji odejdą w glorii tytułów, Bartomeu może nawet być uznany za najlepszego prezesa w historii Klubu. Dla mnie najważniejsze pytanie: czy wróci jeszcze prawdziwa tiki-taka? Czy projekt Cruijffa będzie kontynuowany? Może za kilka lat, pod wodzą innego prezesa i z Xavim jako trenerem? Czy może zniszczenia w modelu sportowym okażą się zbyt trudne do naprawienia i trzeba przeczekać całe kolejne pokolenie, zanim dojdzie do ponownej ekspresji genów "DNA Barçy"? Czas pokaże.


Pozdrawiam, Korbel

* - niestety, brak mi tej niezwykłej odwagi i kreatywności w złośliwości, by pisać nazwę nielubianego klubu małą literą... a są tacy kozacy ("kozak w necie..."), co na fanowskiej stronie Barcelony i na dodatek pod ochroną moderacji mają odwagę napisać: "real"... cóż, brak mi tej viscałebkowej śmiałości oraz fantazji, wielce boleję  ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz